Czy jeden nad wyraz niesforny pies może połączyć dwoje ludzi, którzy całkowicie się od siebie różnią?
Pamiętacie uroczą lekturę "Na Święta przytul psa"? Lizzie Shane długo kazała nam czekać na kontynuację swojej serii, ale kiedy "Był sobie psiak" wpadł już w moje ręce cały czas oczekiwania został wynagrodzony z nawiązką. To pełna nadziei, zabawy i dobrej energii opowieść, która rozgrzewa serca czytelników i pozwala wierzyć w magiczną moc przypadków.
Śmiało możecie rozpocząć przygodę z twórczością autorki od dowolnej części, ale osobiście polecam przeczytać całość przez wzgląd na wyjątkowość fabuł. Przekonacie się sami co mam na myśli, gdy zauroczy Was psi bohater a kreacja bohaterów pozwoli odnaleźć w nich cząstkę nas samych. Autorka stawia jednak na losy innej pary bohaterów, więc przygody są róże a łączy ich dopracowanie, lawina pozytywnych emocji oraz mnóstwo niekontrolowanych wzruszeń (przynajmniej w moim wypadku).
Connor Wyeth jak na prawnika przystało wiódł poukładane życie. Do czasu, gdy adoptował Maxa, najbardziej krnąbrnego i żywiołowego psa jakiego poznał. I który słuchał jedynie Deenie Mitchell pozytywnie nastawionej do świata wolontariuszki ze schroniska „Kosmaci Przyjaciele”. W dodatku Deenie mogła pomóc Connorowi w jeszcze jeden sposób a i ona sama chętnie skorzystałaby z przykrywki prawnika jako jej partnera na nadchodzący ślub siostry. Tylko czy te dwa różne i silne charaktery znajdą wspólny język? I czy udawanie nie przerodzi się w coś więcej?
Uśmiech nie schodził mi z twarzy podczas czytania a polubiłam zarówno psiego bohatera jak i jego przyszywanych opiekunów. Całość zaprezentowała się w bardzo pozytywnym świetle, nawet jeśli postacie napotykały na swojej drodze pewne problemy. Lizzie Shane chciała nam przekazać, by nigdy nie tracić nadziei i iść przez życie z podniesioną głową co w pełni się jej udało. Tu nie chodziło o to czy fabuła będzie nieprzewidywalna oraz zaskakująca, ale o płynącą z niej radość oraz cudownie uchwyconą miłość: do siebie, do drugiego człowieka, do psiego towarzysza, który szybko staje się członkiem rodziny. Jestem bardzo wrażliwa na takie tematy, więc pół książki miałam wzruszenie w oczach a tym samym uważam, że to była jedna z najpiękniejszych czytelniczych przygód w ostatnim czasie.
"Był sobie psiak" to obowiązkowa lektura dla wszystkich miłośników czworonogów! A także dla tych, którzy poszukują błyskotliwie napisanych i w pełni wciągających romansów. Relacja Connora i Deenie chwyta za serce i pozwala wierzyć, że każdy z nas znajdzie na swojej drodze odpowiednią osobę. Lizzie Shane po raz kolejny oczarowała mnie swoją twórczością i pozostawiła w przekonaniu, że jeszcze długo żaden inny romans nie dorówna jej historii.
Powieść otuliła mnie jak ciepły koc.
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie przeczytać, bo uwielbiam takie opowieści o czworonogach.
OdpowiedzUsuń