Choć ofiary wydają się przypadkowe, w rzeczywistości sprawca wybiera je z wielką precyzją.
Alex Kava, znana i ceniona autorka powieści kryminalnych, zbiera nas do świata Maggie O’Dell w szóstym tomie jej przygód.
"Zabójczy wirus" nie jest nową książką w kolekcji autorki a wznowieniem, czyli dodatkowym bodźcem do sięgnięcia po jej twórczość. Pisze lekko, przyjemnie, czasami zaskakuje, kiedy indziej ciekawi rozgrywanymi wydarzeniami, więc jej lektury są idealnym wyborem po ciężkim dniu czy jako relaks w leniwy dzień.
Cykl z Maggie O’Dell liczy sobie dwanaście tomów, ale możecie czytać go bez zachowania chronologii, ponieważ w minimalnym stopniu pojawiają się nawiązania do wcześniejszych części. Każda książka to odrębna przygoda bohaterki, więc skupiamy się przede wszystkim na tu i teraz.
Tym razem fabuła skupia się na tajemniczym liście i pogróżkach od terrorysty. Maggie O’Dell i dyrektor Cunningham zaangażowani w śledztwo nie spodziewają się, że staną tak blisko wielkiego niebezpieczeństwa. Bronią mordercy jest tajemniczy wirus, który atakuje pozornie przypadkowe ofiary, ale śledczy powoli zaczynają łączyć fakty i dostrzegają pomiędzy nimi pewną zależność.
Fabuła aż nazbyt dobrze oddaje aktualne wydarzenia, tajemniczy wirus można od niechcenia utożsamić z COVID-19, więc historia nabiera kolorytu. Nie ma tutaj tak dobrego tempa akcji jak w pozostałych książkach autorki, ale i sama historia nie jest szczególnie wymagająca, więc po prostu dobrze się bawimy podczas śledzenia wyścigu z czasem prowadzących śledztwo oraz rozgryzamy ich rozterki uczuciowe, których jest tu sporo. I tyle, nie sądzę, by autorka miała w tym większy zamysł, więc nie będę wdrażać się w to co nią kierowało podczas pisania.
"Zabójczy wirus" to taki miły czasoumilacz, do herbaty, kawy czy deszczu za oknem. Na długie weekendy jak znalazł, na wakacyjną podróż czy po prostu relaks po pracy. Fani autorki się nie zawiodą, może jedynie tym, którzy zaczynają dopiero przygodę z jej twórczością polecę zacząć od innej jej powieści.
Takie pozycje przydają się w chwilach, gdy potrzebuję umysłowego relaksu. Zapisuję tytuł "na później" :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: https://zkultury.blogspot.com/