sobota, 8 czerwca 2019

"Szczęki" Peter Benchley

"Szczęki" Peter Benchley, Tyt. oryg. Jaws, Wyd. Replika, Str. 320

"Będzie na potrzebna większa łódź..."

W głębinach oceanu kryje się prawdziwe zło. Nie chodzi o legendarne wierzenia, mity czy legendy a o prawdziwą bestię, którą zna każdy.

Legendarna klasyka, która zdobyła swoich fanów dzięki ekranizacji Stevena Spielberga doczekała się wznowienia. W odświeżonej wersji, wciąż w tym samym stylu ponownie skupia wokół siebie fanów fantastyki, grozy i powieści obyczajowej, by przyjrzeć się bliżej zagrożeniom wywołanym przez żądnego kry rekina.

Nie wiem dlaczego zdecydowałam się na tą powieść, ponieważ zazwyczaj nie czytam takich historii. Znam jednak kultową ekranizację i chyba dlatego, idąc za ciosem (a wiadomo, że najczęściej książka jest lepsza od filmu) rozpoczęłam swoją przygodę z twórczością Petera Benchley'a. A to nie byle jaka podróż, ponieważ jak się okazało autor nie skupiał się wyłącznie na atakach rekina i jego ofiarach a zwykłym życiu malutkiej miejscowości narażonej na niebezpieczeństwo zwierzęcia, które odstraszało turystów zapewniających prawidłowe funkcjonowanie.

Wszystko bowiem rozgrywa się na przestrzeni Amity, miejscowości gdzie każdy z każdym się zna i nikt nie ma przed sobą sekretów. Martin Brody, tamtejszy szef policji będzie musiał zmierzyć się z nie lada wyzwaniem, gdy w przybrzeżnych wodach swoje panowanie obejmie rekin. I zbiera śmiertelne żniwo. Co raz więcej ofiar, co raz mniej czasu. Czy zamknąć plażę i odciąć mieszkańców od napływu turystów, którzy są ich jedynym zarobkiem? A może wyciszyć sprawę, dokładnie tak jak sugeruje burmistrz?

Czasami wkradł się cień uśmiechu, gdy czytałam o kolejnych wydarzeniach, ponieważ niewiele z tego było realne i wiarygodne, jeśli o samego rekina chodzi. Jednak losy Amity już bardziej mnie zaciekawiły i to na nich skupiłam swoją uwagę. Autor świadomie uchwycił ich prywatny dramat, przejęcie utratą zysku i dramatem rodzin, które mniej przejmują się niebezpieczną bestią niż nadchodzącą przyszłością. Na równi zatem z życiem miasteczka śledziłam walkę Martina by uchwycić rekina, który przy kolejnym spotkaniu wydał się bardziej krwiożerczy niż przypuszczano. Akcja tocząc się na wielu płaszczyznach pokazała wiele perspektyw, chociaż czasami miałam wrażenie, że nie jest równa ani dopracowana tak, jakbym tego chciała.

"Szczęki" to nie jest lektura dla każdego, nie jest też straszna czy wypełniona emocjami. Po prostu jest - ot zwykła historia miasteczka, które stawiło czoła złu w morskiej postaci. Nie żałuję czasu poświęconego tej powieści, ale równocześnie wybór pozostawiam Wam - jeśli lubicie film, spróbujcie przeczytać książkę. Jeśli poszukujecie czegoś bardzo lekkiego i niezobowiązującego w klasyce, również dajcie jej szansę.

5 komentarzy:

  1. Chyba każdy w latach 90. oglądał film. Jestem ciekawa tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo bym chciała, ale nie wiem czy to jest na moje nerwy ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam filmu, bo to nie moje klimaty, więc na książkę też się nie skuszę, zwłaszcza, że widzę, że jest średnia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nigdy fanką filmów nie byłam, więc to nie jest książka dla mnie :)
    Pozdrawiam, Pola
    www.czytamutu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopóki nie wyszło to wznowienie, to nawet nie wiedziałam, że jest książka. :D Film się już zestarzał, wiadomo, podejrzewam, że książka też, skoro tak jak mówisz, wkradał się cień uśmiechu. :D Ale może przeczytam, jestem ciekawa, jak taka historia może wypaść w książce. :D

    OdpowiedzUsuń