"Stacja miłość" Zoë Folbigg, Tyt. oryg. The Note, Wyd. W.A.B., Str. 400
"Żałuję, że nie siedzę naprzeciwko niego, żeby sprawdzić, czy jego dusza jest równie piękna z tej perspektywy."
Poszukujesz szczęścia i wciąż czujesz, że wymyka ci się między placami? Przeczytaj czatem historię Mai i dowiedz się jak ona zawalczyła o swoje.
Oparta na prawdziwych wydarzeniach historia napisana przez Zoë Folbigg przyciąga do siebie piękną okładką i obietnicą wspaniałej opowieści o wielkiej miłości. Kto nie skusiłby się na taką lekturę? Na pewno nie romantyk, który drzemie i we mnie, więc czym prędzej zabrałam się do czytania, czytałam i czytałam, ale z każdą kolejną stroną rozwiewała się moja nadzieja na przejmujący romans. Książka nie jest zła, ale przyznam, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego.
Oto książka obyczajowa (!), nie romans, ponieważ motyw miłości przewija się gdzieś daleko na drugim planie a my przede wszystkim skupiamy się na losach głównej bohaterki, która przez cały czas zastanawia się jak zmienić swoje życie, by było jej dobrze. Patrzymy więc jak przez rok obserwuje nieznajomego mężczyznę w pociągu, wyobraża sobie wiele możliwych scen z jego udziałem, ale wciąż waha się podejść i porozmawiać. Zdążyła jednak w międzyczasie się w nim zakochać i już wie, że to mężczyzna jej życia. Trochę to wszystko naciągane muszę przyznać i przez to nie kupiłam tej historii.
Maya to główna postać, która właściwie przewija się przez pierwszy plan aż do ostatnich stron książki, na których dopiero decyduje się na rozpoczęcie znajomości z Jamesem. Mieszka sama, w pracy jej się jakoś układa a ogólnie jest mało wiarygodna, irytująca i ogólnie jakaś taka papierowa. Ciągle rozpowiada o swojej wielkiej miłości, której ja nigdzie nie widziałam, bo chemii w tej historii za grosz i nie miałabym nic przeciwko, gdyby wcieliła w życie swój plan i zaczęła działać zamiast tylko o nim opowiadać.
Są w tej powieści też pewne atuty. Motyw zmiany życia, odwagi na nowe i determinacji w dążeniu do celu przemawia na plus. Jednak zabrakło mi w tym wszystkim głębszych emocji, dramatyzmu czy oddania. Więcej było nudnej, trzecioosobowej paplaniny, która w połączeniu ze stylem autorki okazała się lekka, przyjemna i na tym koniec. Całość wypada przy tym poprawnie i jako lektura na jedno popołudnie sprawdzi się nie najgorzej, jednak od takiej zapowiedzi i obietnicy romansu osobiście oczekiwałam więcej.
"Stacja miłość" to historia o życiu oraz problemach jakie nam towarzyszą. O odwadze by działać i przeznaczeniu, któremu sami nadajemy swój kierunek. Ale bardzo trudno się tego wszystkiego domyślić, przynajmniej przez pierwszą połowę książki. Innymi słowy nie żałuję czasu poświęconego książce, ale wiem też że nie wrócę już do niej a wybór czy Wy się na nią zdecydujecie pozostawiam do otwartej kwestii.
Książka nie jest zła, ale spodziewałam się po niej zupełnie czegoś innego. Jako wielbicielka romansów, byłam tytułem zawiedziona.
OdpowiedzUsuńJa raczej nie planuję sięgać po tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńRaczej w najbliższym czasie nie skuszę się na tę książkę.
OdpowiedzUsuńTym razem nie jestem do końca przekonana, a tyle innych książek mnie bardziej interesuje.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Emocje w takich książkach są bardzo ważne :), więc szkoda że tu ich zabrakło.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zbierze mnie na kolejny romans. Moze. Kiedyś :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie zmyliła, bo myślałam na początku, że to romans. Książki obyczajowe lubię, więc kiedyś chciałabym ją przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuń