Prawdziwa perełka – mistrzowski popis błyskotliwego humoru.
Lubię powieści inne niż wszystkie, zrywające ze schematami i wprowadzające powiew świeżości. Lubię też powieści z przeszłości, które nie są przesiąknięte intensywnością współczesnych czasów. Dlatego zdecydowałam się na lekturę E.M. Delafield i przyznaję, że lepiej trafić nie mogłam, ponieważ "Dziennik prowincjonalnej damy" to rozbrajająca historia przywołująca na usta szczery uśmiech.
Autorka porywa nas w urokliwą podróż ku kobiecym dylematom, które wydają się obce panom w ówcześnie opisywanych czasach. Wówczas nie było wyrównanych zasad, płeć płci nie była równa a kobiety robiły znaczne więcej niż wypadało, ale nikt nie narzekał. To wszystko oczywiście uchwycone jest w zabawnej, pełnej szczerej radości formie, ponieważ Delafield nie składa na nasze dłonie feministycznego manifestu a raczej pokazuje, że płeć piękna ma w sobie nieskończone pokłady siły.
Niby banalna w przekazie i opisująca typowe sprawy każdej damy a jednak pełna pomysłów fabuła zapewnia nam kilka godzin czystej, relaksującej zabawy. Wejście w towarzystwo tych nietypowych bohaterów było dla mnie odkryciem nowego świata, ponieważ nauczona do innych wartości nigdy nie przywiązywałam wagi do odpowiedniej roli mężczyzny i kobiety w prowadzeniu domu. A jednak okazało się, że wszystkie drobiazgi są ważne, każdy czyn ma przełożenie na dalszą satysfakcję, a zwykłe życie może okazać się niezwykłym wyzwaniem.
Przenosimy się do klimatycznego prowincjonalnego miasteczka położonego gdzieś w Anglii, do lat trzydziestych XX wieku. Autorka z pasją, smacznym poczuciem humoru oraz naciskiem na odpowiednie momenty rozbraja czytelnika inteligencją oraz przenikliwością. Pisze o codziennych sprawach, o pracy w ogrodzie, doglądaniu domu, małych konfliktach z kucharką i pokazuje, że każdy z nas mierzy się z prywatnymi problemami czy wyzwaniami dnia codziennego. Ważne, by robić to z uśmiechem na ustach i zawsze podniesionym czołem.
"Dziennik prowincjonalnej damy" to opowieść o kobiecie, która zrobi wszystko, by utrzymać odpowiednie pozory. Nie mają znaczenia ciągłe przeciwności i przeszkody rzucane przez los, liczy się to, by wścibscy sąsiedzi (szczególna jedna lady), byli przekonanie, że w tej rodzinie wszystko jest pod kontrolą. E.M. Delafield składa więc na nasze dłonie przesympatyczną opowieść o niezależnej postaci, z cudownym klimatem oraz lekkością gwarantującą cudowną zabawę przez kilka wieczorów.
Mam ochotę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce. Wydaje się ciekawa.
OdpowiedzUsuń