Historia o miłości, która jest silniejsza niż śmierć, i morderstwie, które przeraziło nieumarłych.
Przyznaję, że byłam zaintrygowana lekturą od samego początku. Marcin Bartosz Łukasiewicz zdecydowała się połączyć wszystko co najlepsze w literaturze, czyli romans, zagadkę kryminalną a także nieumarłych bohaterów tworząc smaczny misz-masz, który wymykał się schematom.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, ale tak pozytywne, że nie sposób powstrzymać uśmiechu. Historia całkowicie zakręcona, inna niż wszystkie, pomysłowa i lekka jak piórko, która zapewniła mi kilka godzin czystej przyjemności. To książka, którą co prawda warto potraktować z przymrużeniem oka, ale za to napisana ciekawym stylem, z nietuzinkowymi bohaterami na pierwszym i drugim planie, bawiąca się formą i pokazująca, że nie potrzeba wiele, by stworzyć treść przy której warto się zatrzymać.
Piotr i Jutka to para zakochanych, która nie należy do typowych. On, zwykły człowiek, ona zombie, prosząca go o spotkania na miejskim cmentarzu, po brzegi wypełnionym wszelkimi rodzajami nieumarłych. Jest też inna przeszkoda. Jutka bowiem ma już dziewczynę, Kasię, nieumarłą, która wcale nie patrzy serdecznie na swojego rywala. Nie czas jednak na sercowe rozterki, gdy dochodzi do morderstwa angażującego żywych i umarłych, sięgającego daleko w przeszłość oraz budzącego grozę wśród lokalnych mieszkańców.
Narratorem powieści jest Piotr i to z jego relacji poznajemy całą sytuację. Wszystko zaczyna się od pikanterii, gdy na cmentarzu dochodzi do miłosnego zdarzenia a dalej jest tylko lepiej, ponieważ autor zaskakująco dobrze radzi sobie z dynamiką i nie tylko przywołuje wiele ciekawych akcji, ale i umila nam czas dopracowanymi dialogami. Na początku sądziłam, ze historia wyda się banalna, wręcz szablonowa i może nawet przerysowana, ale im więcej stron przerzuciłam tym lepiej się bawiłam a bohaterowie już na starcie zyskali miano moich ulubieńców. Łukasiewicz żongluje motywami gatunkowymi, wprowadza kryminał tam gdzie pojawia się groza a fantastykę tuż za romansem, bawi się formą, treścią i losami postaci robiąc to naprawdę dobrze!
Trudno przestać się uśmiechać pisząc o "Moja martwa dziewczyna", ponieważ to oryginalna historia, której głównym celem jest bawienie czytelnika. Mimo trudnych motywów, śmierci i pościgu za mordercą wszędzie dookoła czeka nas zabawa i humor, co skutecznie rozładowuje napięcie i trzyma czytelnika w swoich objęciach. Ani przez moment nie miałam ochoty odłożyć książki na później a pierwszą myślą po zamknięciu ostatniej strony było: oby autor napisał coś jeszcze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz