Proroctwo bezimiennego boga okazało się jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem.
Pierwszy tom serii Płonące Królestwa był ekscytujący. Kontynuacja podniosła poprzeczkę jeszcze wyżej. Patrząc na liczbę stron miałam obawy czy autorka nie przegada luźno połowy swojej opowieści, ale zupełnie niepotrzebnie - wszystko okazało się w pełni przemyślane a przygoda jak na mój gust mogłaby się nie kończyć.
Tasha Suri od początku miała pomysł na swoją książkę i to się czuje. Akcja wypełniona jest nieprzewidywalnościami, bohaterowie są w nieustannym ruchu, nie ma momentów pisanych na siłę a wręcz czasami ma się poczucie, że autorka nie ze wszystkim się mieści i dalej, w kolejnych tomach, wciąż będziemy mogli delektować się nowymi przygodami. Do tego dołączyć warto plastyczny język, który realnie i szczegółowo oddaje świat przedstawiony a otrzymamy mieszankę stanowiącą bardzo dobrą bazę dla powieści fantasy, w której magia odegra kluczową rolę.
Powieść rozlewa się na ponad sześćset stron, więc możecie wyobrażać sobie ogrom intryg, niebezpieczeństw, motywów czy skoków fabularnych. Malini i Prija wiodą dwa odrębne życia, ponieważ stanęły po różnych stronach, więc skupiamy się raz na losach jednej, raz na losach drugiej bohaterki, obserwujemy zachodzące w nich zmiany, oczekiwania a także marzenia, które w okrutnym świecie wydają się wciąż wymykać z dłoni. Obie chciały czegoś zupełnie innego, ale jak wiemy z poprzedniego tomu, nikt nie pytał je o zdanie a tu będzie odpowiedni przerywnik, by wspomnieć, że zachowanie chronologii jest bardzo ważne - ciąg przyczynowo-skutkowy dla całej fabuły niesie się dalej niż finał drugiej części.
Malini z armią lojalnych ludzi u boku doskonale wie, że walka która ją czeka będzie należała tylko do niej. Prija nie tylko będzie chciała uwolnić kraj od zarazy, ale i od rządów osoby, którą pokochała całym sercem. Losy tych bohaterek okażą się tragiczne, ale czy właśnie nie takie jest życie? Mnóstwo nieprzewidywalności, walki o swoje, ucieczki od przeznaczenia, które wciąż krzyżuje drogi oraz wątpliwy sojusz, który może okazać się tragiczny w skutkach. Warto jednak zaryzykować.
"Oleandrowy miecz" trzyma poziom swojej poprzedniczki a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że wychodzi o rok dalej. Wszystko jest w tej książce na swoim miejscu, łącznie z tragedią wiszącą nad głowami głównych bohaterek. Intensywność wrażeń oraz natłok emocji przekładają się na wiele godzin cudownej przygody, tak mocno angażującej, że czasami wręcz nieodkładalnej. Tasha Suri pięknie bawi się swoim pomysłem w pełni wykorzystując jego potencjał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz