"W matni marzeń" Virginia Cleo Andrews, Tyt. oryg. The Web of Dreams, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 544
"Jaki sens mają postanowienie i obietnice? Możemy przysięgać na tysiąc Biblii, że nigdy nie zdradzimy ludzi, których kochamy, ale może się zdarzyć, że los nam to uniemożliwi, każe zapomnieć o marzeniach i przysięgach."
Nadszedł
finał kolejnej sagi rodzinnej, która szturmem zdobyła moje serce. Mam
wielką słabość do twórczość Andrews i zarówno saga "Kwiaty na poddaszu" jak
i obecna - o rodzinie Casteel, miały na mnie ogromny wpływ. Znacie te
historie, o których nie jest łatwo zapomnieć i o których - przede
wszystkim - zapominać się nie chce? Jeśli nie mieliście tego szczęścia
poznać powieści przejmującej i angażującej czytelnika ze wszystkich sił,
nie zwlekajcie - czas najwyższy zmierzyć się z losami Heaven Leigh
Casteel i jej potomków.
Dawniej,
tak jak duża liczba współczesnych czytelników, uciekałam od powieści
obyczajowych i nie widziałam w nich większego sensu. Ale właśnie książki
Andrews dały mi wiele do myślenia i nigdy nie zapomnę swoich pierwszych
wrażeń w czasie lektury "Kwiatów na poddaszu". To skłoniło mnie
do sięgania po jej pozostałe powieści, które niezawodnie - wszystkie
dokładnie tak samo - sprawiają, że za nic nie mogę oderwać się od
czytanej fabuł. Wiecie w czym tkwi fenomen? W słowie, jakim operuje
autorka. Nie robi tego w zwykły sposób, ponieważ wystarczy sam fakt, że
opisuje proste - choć piekielnie skomplikowane - życie głównych
bohaterów. Nie, to nie w stylu Andrews. W każdej jej książce znajdziecie
piękny, metaforyczny język, który o dziwo nie męczy, a jedynie
rozkochuje w każdym przeczytanym zdaniu.
Finał
sagi o rodzinie Casteel to chwilowe spojrzenie w odległą przyszłość by
na nowo, z przytupem wkroczyć do wydarzeń z przeszłości. Annie Casteel
Stonewall powróciła do Farthinggale Manor na pogrzeb swojego ojca, Troya
Tattertona. W ferworze wydarzeń odnajduje stary pamiętnik, który
ujawnia przed nią wszystkie nieznane do tej pory wydarzenia z
przeszłości.
To
kolejny fenomen Andrews - nikt nigdy nie komplikował życia swoich
bohaterów tak, jak robi to ona. Każda z pięciu powieści dotyczących
losów rodziny Casteel pokazuje, że mimo niepowodzeń i demonów
przeszłości warto iść na przód, by nie zagubić własnego ja. Cała seria
łączy się ze sobą w kompletną całość co dowodem jest właśnie obecny,
finalny tom - to jak zamknięte koło, które zamyka powieść, by właściwie
rozpocząć ją na nowo. A w tym wszystkim są dramatyczne i przede
wszystkim traumatyczne losy bohaterów, o których czyta się z
przyspieszonym sercem i ściśniętym gardłem, bo nie brakuje ani bólu ani
straty. I chociaż chciałoby się powiedzieć dość - bo ile cierpienia
można znieść? - nikt nie chce kończyć czegoś, co tak mocno wpływa na
czytelnika.
"W matni marzeń" to
idealne zakończenie serii. Ogromnie żałuję, że to już koniec i nadszedł
czas rozstania z rodziną Casteel, ale nie mogę zapomnieć, że żadnej
serii do tej pory nie czytało mi się tak dobrze, jak tej opisującej
historie życia powyższej rodziny. Możecie mówić wiele złych rzeczy na
temat sag rodzinnych - że są nudne, nie wciągają i ciągną się jak
przewidywalne telenowele - ale wystarczy tylko jedna książka z serii,
żeby Wasze zdanie zmieniło się w jednej chwili. Andrews zrywa ze
wszystkimi przyjętymi schematami i chwała jej za to. Polecam!
Z serii:
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Tak wciągająca sagę mogłabym przeczytać i to z milą chęcią :)
OdpowiedzUsuńLubię sagi rodzinne, więc to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńA do mnie jej twórczość niestety nie trafia - o ile pierwszy tom "Kwiatów na poddaszu" czytało mi się ciekawie, to kolejnego nie przeczytałam nawet do połowy i zniechęciłam się do jej książek... Trudno, może za kilka lat mi się odmieni.
OdpowiedzUsuńKupiłam już pierwszy tom serii! :) Dzięki Tobie :)
OdpowiedzUsuńA ja tam uwielbiam zarówno powieści obyczajowe, jak i wielotomowe sagi rodzinne, które skupiają się na kolejnych członkach danego rodu. I wcale nie uważam, że są nudne, wręcz przeciwnie, wciągają jak żadne inne książki. :) O tej serii czytałam wiele dobrego, ale nigdy nie miałam okazji samodzielnie poznać pióra autorki. Wszystko przede mną, jak widać. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że autorka nie komplikuje życia bohaterów, zrzucając na nich coraz to gorsze tragedie. Mam już dosyć książek, w którym ludziom wszystko wali się na głowę, jakby dotychczasowych problemów mieli za mało. :)
OdpowiedzUsuń"Kwiaty na poddaszu" przeczytałam całe (w sensie wszystkie części) niemal jednym tchem. "Rodziny Casteel" poznałam pierwszy tom, potem czekałam na drugi i... i nic. Mam serię na półce i nie sięgałam dalej, ale skoro już mi o niej przypomniałaś, to chyba w końcu do niej wrócę. :)
OdpowiedzUsuńMilo się czytać recenzję, z której można wywnioskować, że finał serii utrzymał poziom pierwszych tomów.
OdpowiedzUsuńCo do języka i stylu pani Andrews zgadzam się z każdym słowem.
Książki jak narkotyk
Przymierzam się do tej sagi, dla niej z pewnością znajdę czas. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zakończenie serii jest w pełni satysfakcjonujące. Wachlarz emocji i zagadnień to jest to co lubię. :)
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam w planach tej serii, ale może kiedyś? Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńChętnie bym się zapoznała z tą sagą :)
OdpowiedzUsuń