wtorek, 31 stycznia 2017

"W ciemnym, mrocznym lesie" Ruth Ware

"W ciemnym, mrocznym lesie" Ruth Ware, Tyt. oryg. In A Dark, Dark Wood, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 376

"Ktoś dobijał się do drzwi. Nagle przestałam być pewna, czy jestem gotowa poznać odpowiedzi na swoje pytania."

Usiądźcie wygodnie. I przygotujcie się na wstrząs. Takiej historii jeszcze nie czytaliście, takiej historii jeszcze nie było!

Nowy Rok wita nas thrillerami psychologicznymi z najwyższej półki a Ruth Ware wzorcowo wprowadza czytelnika w stan błogiej nieświadomości. Co czai się na kolejnych stronach? Jak rozwinie się sytuacja?  Czy główna bohaterka znalazła się w samym środku wydarzeń celowo czy tylko przez przypadek? To tylko przykładowe pytania jakie pojawiały się w mojej głowie wraz z kolejnymi przerzucanymi stronami. Autorka rewelacyjnie zbudowała klimat niepewności już od pierwszej kartki i pociągnęła go przez całą fabułę tylko po to, by skutecznie wprawić mnie w osłupienie na samym końcu.

Nora, główna bohaterka to postać trochę nietypowa, o której można pomyśleć, że albo nie lubi ludzi, albo po prostu się ich boi. Niezależnie od tego co uważa, nie wychodzi zbyt często z domu, bo nie ma takiej potrzeby. Więc gdy dostaje zaproszenie na wieczór panieński swojej dawnej przyjaciółki sama nie jest pewna jak postąpić. W ostatecznym kroku decyduje się na wizytę, ale już po wyjściu z domu wie, że nie jest to dobre posunięcie. I choć wszystko jej mówi, że opory przed powrotem na wieś są słuszne, Nora postanawia stawić czoła przeszłości. Tylko czy uda jej się to zrobić w pojedynkę?

Thriller ma to do siebie, że jak zmrozi krew w żyłach to na długi czas. Ware nie zrywa z tych schematem i poprzez niemożliwie napiętą sytuację mąci czytelnikowi w głowie na tyle, że już sama nie wiedziałam, czy moje założenia mają odniesienie do rozgrywanych wydarzeń. Nie mówiąc już o tym, że sceneria w jakiej prowadzona jest fabuła zasługuje na wielkie brawa! Wyobraźcie sobie ponurą wieś, ciemny las i akcję pędzącą na złamanie karku. A na domiar złego nikt nie wie co może czaić się w mroku. Nora zostaje uwięziona w szklanym domu, który przypomina domostwo rodem z największych koszmarów i pechowo trafia w sam środek śmiertelnie niebezpiecznej intrygi. To prowadzi do konfrontacji z przeszłością, która jak się okazuje - może zaskoczyć nas nawet po dziesięciu latach.

Ruth Ware ma rewelacyjne pióro i chociaż jej historia napisana jest z pełną dynamizmu akcją, pędzącą ze strony na stronę, nie utraciła swojej lekkości i przyjemnego wydźwięku powieści, w której po prostu można się zatracić. Uwielbiam ten gatunek a dreszcz niepewności zawsze stanowi dla mnie miłą atrakcję. Dlatego jestem w pełni usatysfakcjonowana powieścią "W ciemnym, mrocznym lesie". Jesteście gotowi na wizytę w domu na odludziu? Przygotujcie się, że to co tam zastaniecie rozgoni Wasz spokojny sen na kilka nocy...

poniedziałek, 30 stycznia 2017

"Druga strona miasta" Karolina Szewczykowska

"Druga strona miasta" Karolina Szewczykowska, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 520

"Jeśli tego nie powstrzymasz, pożałujesz! Nie tak się umawialiśmy!"

Czasami nie mamy pojęcia, że rodzina z którą żyjemy pod jednym dachem skrywa potworne sekrety. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że demony przeszłości powrócą do nas ze zdwojoną siłą. A jeśli historia z przeszłości upomni się o ofiary? Czy jesteśmy na to przygotowani?

"Druga strona miasta", czyli literacki debiut Karoliny Szewczykowskiej to powieść mocno osadzona w ramach historii kryminalnej z subtelnie zaznaczonym wątkiem psychologicznym. Gatunek zdecydowanie w moim guście, więc byłam ciekawa jak to wszystko się rozegra i czy uda mi się rozgryźć akcję jeszcze przed finałem. A że książki powyżej pięciuset stron lubię najbardziej - zasiadłam do lektury i zaczęłam czytać. Już pierwsze strony przekonały mnie, że słusznie postąpiłam, bo akcja zaczęła rozwijać się w błyskawicznym tempie a i kolejne wydarzenia zaczęły mnie do siebie przekonywać. Przyznaję, że o ile w dużej części tego typu lektur udaje mi się rozwiązać zagadkę jeszcze przed zakończeniem fabuły, tym razem miałam zaledwie podejrzenia, bo autorka sprawnie manewruje między wątkami i często wprowadza ślepe zaułki.

Wszystko rozpoczyna się bardzo szybko. Właściwie to z miejsca zostałam rzucona w wir wydarzeń i sama musiałam odnaleźć się w fabule. Lubię takie zwroty akcji znacznie bardziej niż nużące wstępy. Tym bardziej, że autorka nie owija w bawełnę i jeśli trzeba wychylić rąbka tajemnicy - robi to tylko tak, by dodać całej sprawie kolorytu, ale by nie ujawniać zbyt wiele. W tej powieści przede wszystkim prym wiedzie nasz umysł, który sam musi odnaleźć odpowiednią drogę do rozgryzienia zagadki - na równi z duetem w postaci Aleksandra i Modesta, którzy są skuteczni i potrafią wypatrzyć to co na pierwszy rzut oka niewidoczne, ale sami wiecie - czytelnik i tak wie więcej.

Akcja rozpoczyna się od poznania Luizy Orłowicz, która pechowo kilka stron dalej ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jej śmierć dziwi wszystkich i nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego właśnie ona była ofiarą. Rozpoczyna się więc wyścig z czasem by ustalić powody i potencjalnego morderce - o ile on faktycznie istnieje. Wszystko jest o tyle intrygujące, że Luiza na samym początku szybko łapie kontakt z czytelnikiem i przekonuje go do swojej osoby. Tu też ujawnia się atut twórczości autorki - chociaż debiutuje, już ujawnia, że potrafi wykreować wiarygodne postacie i szczegółowe tło wydarzeń, od którego nie miałam ochoty się odrywać.

"Druga strona miasta" ma w sobie wielki potencjał i prezentuje wiele atutów dobrego kryminału. Właściwie nie mam wobec tej historii żadnego zarzutu - pojawiły się dopracowane sceny, wielowątkowa akcja, dynamiczne przejścia i zaskoczenie, które okazało się momentem najlepszym w całej powieści. Jeśli kolejne książki autorki będą równie dobre - z chęcią przeczytam.

niedziela, 29 stycznia 2017

"Kobiety wzdychają częściej" Agata Przybyłek

"Kobiety wzdychają częściej" Agata Przybyłek, Wyd. Czwarta Strona, Str. 404

Bardzo lubię książki Pani Agaty. Jest w nich świeżość, radość, doskonale umilają czas i zajmują na długie godziny. Jeszcze ani jedna historia, jaka wyszła spod jej pióra mnie nie rozczarowała. I choć pomijając powieść "Bez ciebie", autorka stawia przede wszystkim na komedie, to nie boi się między wierszami poruszać codziennych problemów.

Historia "Kobiety wzdychają częściej" to kontynuacja książki "Takie rzeczy tylko z mężem", chociaż osobiście uważam, że obie lektury można spokojnie czytać osobno. Oczywiście są ze sobą połączone bohaterami, ale ich perypetie są tak rozmaite, że stanowią odrębne wyzwania dla czytelnika. Zuzanna, główna bohaterka obu książek jest osobą niesamowicie sympatyczną i pomysłową, a jej tendencja do pakowania się w kłopoty sprawia, że po prostu nie da się przejść obok jej postaci obojętnie. To bohaterka z  krwi i kości, bardzo mocno przypominająca każdego z nas - ma rysy postaci nieidealnej, człowieka jak każdy inny, który stara się ratować swoje życie, gdy to wali się na całego lub chwytać ulotne chwile szczęścia, gdy pojawia się taka okazja. Zuzanna jest po prostu odzwierciedleniem każdego z nas, umożliwia nam utożsamienie się z jej postacią i zmienieniem się miejscami, choćby na krótką chwilę.

Autorka ma talent do kreowania scen z życia wziętych, z dużym poczuciem humoru. I to w dodatku smacznym, takim który wywołuje szczery uśmiech, a miejscami nawet śmiech. Niewiele osób tak potrafi, bo nie łatwo jest przekazać komizm sytuacji w postaci wydarzeń interpretowanych przez każdego na swój sposób. W przypadku perypetii Zuzanny zabawa jest o tyle sympatyczna, że do tego wszystkiego dochodzą jeszcze rozterki miłosne. W roli głównej występuje aż trójka mężczyzn, która miesza naszej głównej bohaterce w głowie i jak na złość - mieszka z nią pod jednym dachem. Zabawa jest przy tym przednia, bo każdy z panów ma swoje do dodania i wie wszystko najlepiej, a charaktery mają różne i to kształtuje ich na indywidualne postacie. 

Właściwie, jeśli przyjrzeć się bliżej, to fabuła nie jest szczególnie wymagająca - ot niecodzienne losy zwykłych ludzi, którzy pechowo znaleźli się w niecodziennej sytuacji. Ale uroku wydarzeniom nadaje spora ilość wątków, dopracowanych (oczywiście!) i bardzo pomysłowo rozwiniętych. Czytając strona po stronie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że choć jest to bardzo lekka i sympatyczna powieść obyczajowa z zabarwieniem nutu komedii i nawet odrobiny romansu, to wciąż mamy do czynienia z historią o pewnym przesłaniu. Nie zawsze zwykłe życie może poruszać się z góry ustalonymi schematami i tylko nasze decyzje wpływają na to, jak potoczą się dalsze wydarzenia.

Dla mnie powieści Pani Agaty są idealnym lekarstwem na smutne dni i każda po kolei dumnie prezentuje się na półce. Od niedawna do grona jej powieści dołączyła najnowsza, czyli "Kobiety wzdychają częściej", równie dobra co poprzednie, zabawna i pełna uroku. Do takich powieści naprawdę chce się wracać, bo mamy poczucie, że na pewno nas nie zawiedzie. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać z utęsknieniem na kolejne książki autorki. Tymczasem nową historię - polecam!

sobota, 28 stycznia 2017

Przedpremierowo: "Był sobie pies" W. Bruce Cameron

"Był sobie pies" W. Bruce Cameron, Tyt. oryg. A Dog's Purpose, Wyd. Kobiece, Str.392
PREMIERA: 15 lutego 2017r.

"[...] zaprowadziło wprost do chłopca, a kochanie go i mieszkanie z nim było sensem całego mojego życia. Od tej chwili gdy się budziliśmy, aż do momentu zaśnięcia, byliśmy nierozłączni."

Nie często zdarza mi się płakać podczas czytania książki. Rzadko oglądam filmy, więc trudno mi powiedzieć czy często poddawałabym się emocjom. Jedno wiem na pewno - niezależnie od tego czy historia jest radosna, smutna czy neutralna, ale jeśli jest o psie na pewno będę płakać. Przechodziłam to już z filmem "Marley i ja", z książką "O pisie, który jeździł koleją" i nawet powieści Moyes "Razem będzie lepiej", w której pies grał drugoplanową rolę. Jeśli chodzi o zwierzęta - zawsze przeżywam wszystko podwójnie.

Więc nie dziwcie się, że bałam się ogromnie sięgać po powieść "Był sobie pies". Z góry wiedziałam jak to wszystko się skończy, kiedy opis zasugerował, że główny bohater będzie miał kilka żyć. Ale liczne pozytywne reakcje na książkę Camerona i zapowiedź ekranizacji skłoniły mnie do poznania tej historii. I wiecie co? Nie żałuję! Tyle dobrych emocji, które otoczyło mnie podczas wszystkich stron zapewniły mi dobrą zabawę na wiele godzin, a i sama historia po prostu chwyciła mnie za serce.

Nie jest łatwo napisać powieść z psem w roli głównego bohatera. Bailey to postać barwna i wielowymiarowa, niesamowicie zbliżona do charakteru człowieka, a nawet jeszcze bardziej zakręcona i charakterna. To pies, który odradza się raz za razem, zależnie od wydarzeń w swoim poprzednim życiu - jako bezpański kundel czy pies policyjny. Ma nowe imiona, ale to samo życie i dla mnie zawsze będzie Bailey'em - psem pełnym miłości do człowieka. Łatwo jest śledzić jego życie, bo przygód w nim nie brakuje, a każde wcielenie niesie ze sobą nowe doświadczenia. To historia błyskotliwego psiaka, który poszukiwał w swoim życiu sensu. A gdy go znalazł - dążył do udoskonalenia.

Najlepsza część historii rozpoczyna się w momencie, gdy w życiu Baileya pojawia się Ethan, ośmiolatek, który darzy swojego psa wielką miłością. Znam to doskonale, bo i ja sama kocham swojego psiaka nad życie. Więc gdy Bailey trafia do rodziny, która zmienia go w poczciwego towarzysza, rozpoczyna się bardzo życiowa powieść - o miłości i przyjaźni, bohaterstwie i pewności siebie. To niesamowite, jak jeden pies może zmienić życie wszystkich członków rodziny. Jednak to również nie powstrzymuje psiego bohatera przed zmianą w kolejnej psiej odsłonie. Bo jego przygoda po prostu nie ma końca.

"Był sobie pies" to powieść o wielu twarzach. Jest w niej niepowtarzalny urok, ciepło i serdeczność, które kuszą i intrygują. Nie zapominajcie jednak, że to również historia przepełniona emocjami wywołującymi łzy. I choć kierowałabym tą powieść przede wszystkim do tych, którzy kochają zwierzęta to myślę, że powinien przeczytać ją dosłownie każdy - by zrozumiał, jak wielką rolę w naszym życiu odgrywają czworonożni przyjaciele. Jestem zachwycona, zauroczona i... zrozpaczona! Tak wielkiej przygody jak na stronach "Był sobie pies" nigdzie nie zajdziecie. Gorąco polecam!

czwartek, 26 stycznia 2017

"Księżyc nad Bretanią" Nina George

"Księżyc nad Bretanią" Nina George, Tyt. oryg. Die Mondspielerin, Wyd. Otwarte, Str. 320

"Bądź romantyczny. Troskliwy. Czuły. Zainteresowany. Szczęśliwy na mój widok! Patrz na mnie, jakbym była najważniejszą osobą na świecie. Pożądaj mnie. Szanuj. Bądź gotowy mi wierzyć. Bądź po mojej stronie. Przestań zerkać w tą głupią gazetę, tylko ze mną porozmawiaj."

Nina George nauczyła mnie jednego - można napisać książkę, opartą na słowie. Fabuła staje się wówczas odrębną częścią powieści, a prym wiodą kolejne cytaty, które można wychwytywać i powtarzać każdego dnia. Autorka ma wielki talent do tworzenia pięknych historii właśnie za pomocą wyjątkowych słów - "Księżyc nad Bretanią", tuż po "Lawendowym pokoju" jest tego kolejnym dowodem.

Marianne, sześćdziesięcioletnia główna bohatera, to postać która jest idealnym przykładem do naśladowania. Może nie na samym początku, bo poznajemy ją w krytycznym momencie jej życia. Chcąc zakończyć swoje marne życie, próbuje popełnić samobójstwo. Ale nie do końca jej to wychodzi i trafia do szpitala, gdzie w końcu doznaje olśnienia - mimo swoich lat, przecież nie kończy już życia i wystarczy, że podejmie w końcu odpowiednią decyzję by zacząć wszystko na nowo. Wychodzi więc ze szpitala nikomu nic nie mówiąc, zostawia za sobą męża tyrana i wkracza do nowego świata - w którym może sama o sobie decydować.

Czytelnik zakochuje się w historii Marianne przede wszystkim dlatego, że jest ona bardzo wiarygodna, oczywista i mogła przytrafić się każdemu z nas. Dlaczego zatem nie wziąć z niej przykładu i w końcu zmienić swoje życie? Bohaterka rozkwita jak piękny kwiat od momentu rozpoczęcia nowego życia. Jej podróż w nieznane jest pięknym przykładem tego, że każdy moment jest dobry na to, by zmienić siebie i swój świat. Tym bardziej, że podróż głównej bohaterki to nie tylko rewelacyjnie wykreowany motyw drogi, ale i przedstawienie splotów nieoczekiwanych decyzji, które warunkują nasze dalsze szczęście. Śledziłam historie Marianne od samego początku - byłam przy niej w momencie, gdy przeżyła załamanie nerwowe i widziałam jak na nowo się podnosi, co uważam za wielką lekcję życia.

Nina George jest fenomenalną pisarką i artystką. Potrafi czarować słowem, malować bajeczne obrazy życia i prowadzić czytelnika przez fabułę, w której po prostu można się rozpłynąć. Kocham takie historie, które nie tylko pozwalają mi poznać piękną opowieść, ale uczą mnie jak żyć i postępować, by nie żałować żadnej minuty. Marianne jest idealnym przykładem każdego zwykłego człowieka - wypełniona marzeniami rozczula czytelnika, gdy z niemal nabożną czcią przymierza czerwoną suknię o której zawsze śniła. To wyjątkowy przykład tego, jak nie zawsze potrafimy docenić to co nas otacza. W dodatku Marianne to tylko jedna z postaci - wyrazistych, pełnowymiarowych, bardzo wiarygodnych - bo w dalszej drodze poznaje wielu ludzi: zakochanych, zatraconych, smutnych i zdesperowanych. A każda osoba to kolejna historia. 

Nie da się ukryć, że George ma wielki talent i tworzy coś z niczego. Coś, co jest ponadczasowe, wyjątkowe, pełne uroków i lekcji na przyszłość. "Księżyc nad Bretanią" to książka pełna wielowymiarowych znaczeń, dotykająca problemów zwykłych ludzi i pokazująca, że każdy z nas może jedną decyzją odmienić swoje życie. Nie spodziewałam się, że książki autorki są takimi dobrymi przykładami dla innych: pełne trosk, smutków, ale i nadziei na lepsze jutro. To kolejna historia, obok której absolutnie nie można przejść obojętnie.

środa, 25 stycznia 2017

"Głowa pełna duchów" Paul Tremblay

"Głowa pełna duchów" Paul Tremblay, Tyt. oryg. A Head Full of Ghosts, Wyd. Papierowy Księżyc, Str. 374

"I wierzę także, że twoja biedna siostra, niestety, została opętana. Wierzę, że jakimś sposobem wniknął w nią demon i to przez niego ona teraz się tak dziwnie zachowuje, zupełnie inaczej niż tamta siostra, którą znałaś, prawda? Moim drugim zadaniem będzie dzięki nieskończonej łasce i miłości Pana, pomóc tobie i twojej rodzinie przy wypędzaniu złego ducha z Marjorie, by już na zawsze dał jej spokój."

Hasła: "przerażający", "mrożący krew", "thriller" są dla mnie bardzo chwytliwe. Lubię się bać i przeżywać feerię emocji, więc wciąż szukam tych powieści, które zmrożą moją krew do szpiku kości i nie wyjdą z głowy przez długi czas. "Głowa pełna duchów" to powieść, która właśnie w taki sposób mnie do siebie przekonała - obietnicą niezapomnianych wrażeń.

Już pierwsze strony powieści zwiastowały niecodzienne wydarzenia. Rodzina Barretów żyjąca na przedmieściach Nowej Anglii wiodła do tej pory spokojne życie. Jednak pewnego dnia ich spokój zostaje przerwany przez pierwsze objawy schizofrenii ich czteroletniej córeczki Marjorie. Przynajmniej tak wszyscy podejrzewali, do czasu gdy lekarz bezradnie rozkłada ręce i oznajmia rodzinie, że córka wcale nie jest chora. Jest opętana, a pomóc może tylko ksiądz. Rozpoczyna się walka o ocalenie duszy dziecka - z prośbą do Watykanu o pomoc i na komercyjnych zasadach, gdy w całość angażuje się lokalna stacja telewizyjna. Czy reality show z prawdziwym opętaniem może zgromadzić tłumy przed telewizorami?

Brzmi absurdalnie, prawda? Przyznam szczerze, że kompletnie nie spodziewałam się takiego przebiegu fabuły. Nastawiłam się na klasyczny, może trochę staromodny horror na podstawie Egzorcysty, gdzie wszystko będzie miało jako takie (o ile to możliwe) logiczne wytłumaczenie. A tutaj tak naprawdę absurd goni absurd, ale taki typowy dla współczesnych nam czasów - jakby Egzorcysta dopasował się do komercyjnego świata. I to w tym wszystkim jest bardziej przerażające niż same opętanie. A przy tym niesamowicie prawdziwe. 

Na tym jednak nie kończą się rozgrywane wydarzenia, bo to wszystko tak naprawdę jest jedynie początkiem. Piętnaście lat później bestsellerowa pisarka przeprowadza wywiad z młodszą siostrą Marjorie, Merry. Dorosła już Merry opowiada o swoich odczuciach, gdy jako ośmiolatka musiała stawić czoła demonowi w ciele ukochanej siostry i kamerom na każdym kroku. Wierzcie mi na słowo - opis kobiety jest naprawdę przerażający. Szczególnie, że na jaw krok po kroku zaczynają wychodzić tajemnice, o których nikt nie miał pojęcia, a których nie zdołały wychwycić kamery. Wszystko to komponuje się ze sobą idealnie a sam pomysł na fabułę jest trafiony w dziesiątkę - masa emocji, skrajnych decyzji i absurdalnych wydarzeń łączy się w jedno, a do tego wszystkiego dochodzi najbardziej przerażający strach, ten z głębi, z doliny demonów, które przejmują władze nad dzieckiem i nie dają o sobie zapomnieć. 

"Głowa pełna duchów" to książka niesamowicie intensywna w swoim przekładzie. Stanowi nie tylko fantastyczną zabawę dla wszystkich fanów horroru, bo wprowadza wiele ciekawych pomysłów i nawiązuje nawet do prawdziwych wydarzeń. Ale przede wszystkim jest czymś świeżym w świecie literatury. Nie przypuszczałam, że coś jeszcze może mnie zdziwić, a tak naprawdę po tej lekturze brakuje mi słów. Przygotujcie się na drastyczne opisy, nieoczekiwane zwroty akcji i emocje, o których nie będzie można szybko zapomnieć. Jest tylko jeden warunek - czytanie wyłącznie po zmroku. Polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Księgarni Taniaksiazka.pl.

wtorek, 24 stycznia 2017

Premierowo: "Pieśń królowej" Elizabeth Chadwick

"Pieśń królowej" Elizabeth Chadwick, Tyt. oryg. The Summer Queen, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 464
PREMIERA: 24 stycznia 2017r.

Co powinno się wymagać od powieści historycznej w sfabularyzowanej formie? Prawidłowego odtworzenia faktów? Historii przejmującej i intrygującej? Może bohaterów, którzy skupią na sobie całą uwagę czytelnika? A gdyby tak połączyć wszystko w jedną całość i zobaczyć co z tego wyniknie? Takie wyzwanie przyjęła Elizabeth Chadwick i spisała się na medal.

Czytając wszystkie książki, znam możliwości także tego gatunku i wiem, że jeśli dopracuje się swoje dzieło, taka lektura może naprawdę zaskoczyć. Tylko co w tedy, gdy życie bohaterów nie jest krwawe i nie można wpleć w fabułę drastycznych scen, które najlepiej przyciągają uwagę czytelnika? Właśnie tego się obawiałam - jako fanka mocniejszych scen zawsze wybieram powieści historyczne z ukierunkowaniem na te bardziej żywiołowe czy intensywne w przesłaniu. Kierowałam się przekonaniem, że bez mocniejszych scen nie mamy w fabule dynamizmu, a tym samym - można zapomnieć o ciekawej akcji. Elizabeth Chadwick skutecznie wyprowadziła mnie z błędu.

Chadwick napisała właśnie taką powieść - o losach Eleonory Akwitańskiej (w powieści nazywanej Alienor), królowej Francji i Anglii, która żyła ponad osiemset lat temu. I choć jej historia jest warta poznania, nie ma w niej brutalności czy dramatyzmu - poza ludzką bezwzględnością - jaki możemy spotkać w historiach o tych najokrutniejszych z okrutnych (choćby o Elżbiecie Batory). Przykład Eleonory to przede wszystkim przekaz, że nie ważny jest rok urodzenia, ani przyjęte poglądy społeczeństwa, by kobieta mogła wybić się na wysoką pozycję poprzez swoją determinację i siłę woli. Jej postać, mocno zarysowana i wiarygodnie odtworzona, naprawdę mi zaintrygowała. Historia rozpoczyna się w momencie, gdy Alienor ma trzynaście lat, wiedzie dostatnie życie i choć ma poczucie swojego przyszłego obowiązku, więcej wiar pokłada w rządy ojca. Nie zdaje sobie sprawy, że wisi nad nią przyszłość inna niż ta, którą sobie wyśniła - po śmierci ojca zostaje zmuszona do ślubu, bynajmniej nie z miłości. Rozpoczyna się zatem gra pozorów - by pokazać, że młodziutka kobieta sprosta roli królowej, nie da się przestraszyć otaczającym ją ludziom i poprowadzi swój lud w stronę spokoju i bezpieczeństwa.

Jak się okazało, opowieść o średniowiecznej królowej, matce Ryszarda Lwie Serce, może stanowić wzorzec dla wszystkich kobiet, nawet na długo po śmierci bohaterki. Jej historia na samym początku przypominała mi beztroskie lata dziedziczki, która nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Prawda jest jednak taka, że ona naprawdę nie wiedziała co wydarzy się na kolejnych stronach jej historii, gdy ja miałam już tego pełną świadomość. Nie ukrywam, że stała się moją inspiracją i starałam się wyciągnąć z jej posunięć jak najwięcej - to rewelacyjna postać do czerpania wzorca silnej kobiety, zdeterminowanej do tego by walczyć o innych i samą siebie. Nie wspominając już o momentach w których pojawiał się jej chory, fanatycznie pokręcony mąż, od którego miałam ochotę uciekać jak najdalej. A Eleonora stawiała mu czoła, walczyła, bo wiedziała, że tylko w jej rękach leży los narodu.

Bohaterowie zostali wykreowani w sposób naprawdę dobry, opisom nie brakowało zupełnie niczego, a mocne fakty historyczne w żaden sposób nie przysłoniły fabularnej formy. "Pieśń królowej" przypomina trochę opowieść bajarza snutą pod perspektywą dobrej historii. A każdy z nas doskonale wie, że przecież wszystko miało swoje odzwierciedlenie w rzeczywistej przeszłości.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

"Lawendowy pokój" Nina George

"Lawendowy pokój" Nina George, Tyt. oryg. Das Lavendelzimmer, Wyd. Otwarte, Str. 344

"Miłość to nie kwestia decyzji. Nie możemy nikogo zmusić, aby nas kochał. I nie ma na to żadnej recepty. Jest tylko sama miłość. A my jesteśmy na jej łasce i niełasce. Nic na to nie poradzimy."

Gdybyście znaleźli się w księgarni, która kryje w sobie receptę na wszelkie smutki - czy nie czulibyście się wspaniale? W końcu nie od dziś wiadomo, że książka jest dobrym lekiem na każde zło. Wykorzystał to Jean Perdu w swojej Aptece Literackiej, księgarni zupełnie nietypowej.

Fabuła przypomina trochę spełnienie marzeń każdej osoby z zamiłowaniem do literatury. Główny bohater powieści, Jean Perdu pokazuje się jako znawca ludzkiej psychiki i z wielką precyzją dobiera lekturę dla każdego, kto tego potrzebuje. Przyznaję, że każda kolejna, pozytywnie rozpoznana diagnoza przez Jeana była dla mnie małym zaskoczeniem, bo za sprawą swoich ukochanych lektur potrafił odmienić życie zwykłych ludzi. Przyjemnie czyta się o tym, jak wielką siłę ma książka i jak wartościowa może się okazać w odpowiednich rękach. Pojawił się tylko jeden problem - główny bohater mimo swojego przekonania do leczniczego działania książek, nie potrafił uzdrowić swojego złamanego serca. 

Wszystko zmienia się z dniem otworzenia przez Jeana listu od swojej ukochanej. Pozostawiony w dniu odejścia skrawek papieru nieoczekiwanie odmienia los naszego bohatera. Do tej pory tkwił biernie w swojej księgarni i pomagał innym, ale nie zwracał uwagi na siebie. To mocno zaznaczony kontrast w powieści, więc z miejsca poczułam sympatię do tego biedaka. Kochał całym sobą i do dziś tęsknił za ukochaną, ale nie mógł tego w żaden sposób z siebie wyrzucić. Więc gdy po otwarciu listu zdecydował się wyruszyć w drogę i rozpoczął mój ukochany motyw drogi, byłam w siódmym niebie - już wtedy wiedziałam, że czeka mnie dobra lektura.

Nina George napisała powieść, która nie jest historią z pędzącą akcją czy nieoczekiwanymi zwrotami w fabule. To subtelna historia o szczęściu w nieszczęściu i odwadze, która drzemie w każdym z nas. Lekkim, ale bardzo obrazowym językiem prowadzi czytelnika przez świat, który otwiera się przed Jeanem i sprawia, że czytelnik rozpływa się w całej historii - bo to właśnie taka powieść - pełna podwójnych znaczeń, do czytania między wierszami, do zajrzenia w głąb siebie i do chwili refleksji. Autorka na przykładzie swojego bohatera przedstawiła wiele ponadczasowych mądrości, które naprawdę dawały do myślenia.

"Lawendowy pokój" to książka, która ma w sobie subtelność i lekkość. Uczy, motywuje do działania i mocno daje do myślenia. Jednak jest to przede wszystkim historia, która wpuszcza czytelnika do swojego świata tylko pod jednym warunkiem - będziemy szanować każde kolejne słowo. George napisała bardzo osobistą powieść, w której Jean staje się głównym punktem - jego historia jest pełna wzruszeń, uniesień, smutku i nadziei. Żeby ją docenić, musimy najpierw ją uszanować. A jeśli nie jesteście przekonani - pozwólcie przekonać się samej książce, bo słowa w niej zwarte mają wielką moc. Polecam!

niedziela, 22 stycznia 2017

"Hotel Angleterre" Marie Bennett

"Hotel Angleterre" Marie Bennett, Tyt. oryg. Hotell Angleterre, Wyd. Marginesy, Str. 608

Pierwsza myśl gdy patrzę na tą powieść? Monumentalna. Piękna okładka w połączeniu z większym formatem książki i sporą liczbą stron sprawiają, że książka powinna rzucić się w oczy każdemu kto zawita do księgarni. Bo wierzcie mi - obok "Hotelu Angleterre" nie da się przejść obojętnie, nie tylko dlatego, że wizualnie pięknie się prezentuje. Historia tej powieści po prostu hipnotyzuje.

Georg, główny bohater, został powołany w 1940 roku do obrony swojego kraju. Młody majster, który ledwo wszedł w dorosłe życie, tuż po ślubie, nie zdawał sobie sprawy, że powołanie zmieni jego życie nieodwracalnie. To właśnie Georg przywitał czytelnika swoją narracją i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej, bo doskonale odnalazł się w tej roli. Na początku, w transporcie do miejsca zbiórki, przejawiał dość naiwne podejście do tego, że wszystko jakoś się ułoży. Nie miał doświadczenia, więc wcale mu się nie dziwiłam, ale im bardziej marzł w śniegu, im mocniej odczuwał przenikliwe zimno, głód i strach - tym mocniej odbijało się wszystko również na mnie. Tym sposobem zatraciłam się w tej powieści już na pierwszych stronach wstępu i żyłam historią razem z bohaterami, dzięki czemu na własnej skórze odczułam skutki II wojny.

Wojna, w której przyszło brać udział Georgowi dotyczyła sporu rosyjsko-finlandzkiego, w którym Szwecja stała się głównym podżegaczem. Ale tak naprawdę w tej powieści to nie było istotne, liczył się wyłącznie fakt historyczny, który pomógł autorce osadzić bohaterów w konkretnych realiach. Marie Bennett fantastycznie przedstawiła losy człowieka, który przeszedł przez piekło i zahartował się nie tyle będąc fizycznie na wojnie, co mając jej obraz w psychice, która ukształtowała jego osobowość. Bo tak naprawdę chłopak nie dotarł na front a uzyskał wielką lekcję życia wyłącznie w grupie powołanych żołnierzy. Autorka na przykładzie Georga i jego przyjaciół pokazała, że wojna jest wszędzie dokładnie taka sama - może zmieniać się wróg, ale nigdy nie zmienią się czyny, które nieodwracalnie zmieniają człowieka. Ona żyje w nas i to nasze uosobienie kształtuje jej charakter. Więc gdy do głosu dochodzą niewłaściwie osoby - świat i ludzie giną przykryci desperacką walką potworów.

Tuż po skończonej lekturze wciąż mam w głowie obraz obozu, który żył w głównym bohaterze i wywrócił jego świat do góry nogami. Gdy Gregor trafił do obozu, nie podejrzewał, że wszystko obróci się tak tragicznie ku jego nieszczęściu. Żył spokojnie w czasach, kiedy ludzie czerpali z życia garściami i tęsknił za tym niesamowicie, szczególnie że wciąż rozpamiętywał pozostawioną w domu, świeżo upieczoną żonę. Jego wędrówka okazała się dla mnie najcięższą a zarazem największą lekcją życia, jaką odnalazłam w czytanych książkach. Pośród kilkudziesięciu stopni mrozu, gdy powstawały odmrożenia a głód przysłaniał zdrowy rozsądek poznał siłę przyjaźni i braterstwa, o których nie miał do tej pory pojęcia. Udowodniło mi to, że ludzie w trudnych chwilach nie zawsze stają się egoistami -  czasami potrafią wykonać w naszą stronę jeden ruch, który porusza twarde serce czytelnika. Jednak to nie jest jedyny bohater pierwszoplanowy, który przybliżył mi swoją historię. Kerstin, żona Georga, pozostawiona samotnie w domu również postanowiła wpuścić czytelnika do swojego świata, który na obecne w powieści czasy okazał się bardzo zaskakujący. Kobieta targana przez sprzeczne emocje odnalazła na swojej drodze Violę - tajemniczą i zaskakującą kobietę, która skrywała sekret zagrażający nie tyko jej życiu.

Styl autorki, zdolność do kreowania bardzo wiarygodnych i realistycznych scen oraz powołanie do życia bohaterów z krwi i kości to połączenie, które sprawiło, że pojawiła się powieść znakomita, wybitna i zdecydowanie warta uwagi. "Hotel Angleterre" kryje w sobie całą masę emocji i dowód na to, że nigdy nie wiemy kim naprawdę jest drugi człowiek. Na stronach tej historii poznałam jak wielkie znaczenie ma przyjaźń, jak wysoko należy cenić miłość i na własnej skórze odczułam prawdziwe emocje niedoświadczonego, prostego żołnierza. Nie pozwólcie zniknąć tej powieści w tłumie pozostałych historii, nie zasługuje na to. To książka, którą powinien przeczytać każdy, by poznać jak istotne znaczenie ma człowieczeństwo.

piątek, 20 stycznia 2017

"Śpiąca Alicja" Judith Hooper

"Śpiąca Alicja" Judith Hooper, Tyt. oryg. Alice in Bed, Wyd. Prószyński i S-ka, Str. 528

"Myślę, że jeśli będę regularnie opisywać wydarzenia, a raczej ich brak, zdołam pozbyć się choć w części poczucia samotności i opuszczenia, które mi towarzyszą."

Nigdy w życiu nie podejrzewałam, że książka bez większych momentów zaskoczenia wciągnie mnie na tyle, że nie będę mogła się od niej oderwać. Nigdy nie podejrzewałam, że zaczaruje mnie opowieść kobiety, która nie może się poruszać. Chcecie posłuchać jej opowieści?

Alicja to postać niebanalna, wyjątkowa, pełna tajemnic i sekretów, które ujawnia z tylko sobie znanych pobudek. Jej przeszłość o której opowiada to splot zdarzeń, które mogły przytrafić się każdemu, żyjącemu w ówczesnych czasach. A jednak przytrafiły się jej i to na całe szczęście! Nikt nie potrafi snuć tak cudownej opowieści jak ta kobieta, nawet opowiadając o - wbrew pozorom - błahych rzeczach. Muszę również oddać jej to, że inteligencją przerasta wiele cenionych przeze mnie do tej pory bohaterek. Jest piekielnie bystra, inteligentna, czyta w ludziach jak w otwartej księdze i potrafi rozumieć ukryte znaczenia. To wyjątkowa kobieta, która swoją osobowością oczarowała mnie od pierwszej strony i żałuję, że jej opowieść dobiegła już końca.

Alicja została pozbawiona możliwości kontynuowania życia jako normalny człowiek, bo tajemnicza choroba przykuła ją do łóżka. To smutne, bo taka postać powinna podróżować, poznawać innych, zwiedzać świat i zdobywać nowe doświadczenia. Tylko tacy ludzie potrafią nam o tym w pełni przekazywać. Więc czytając jedynie jej wspomnienia i czując jej obecny żal za tym co było - pękało mi serce. Jednak historia, jaką snuje główna bohaterka jest przejmująca, piękna i bardzo wiarygodna - wystarcza za wszystkie krzywdy, które obecnie przeżywa. 

Alicja przykuta do łóżka z londyńskim pensjonacie opowiada o więzi pomiędzy braćmi, która była niezwykle silna. Przedstawiła jak ważna jest relacja pomiędzy córką a rodzicami. Przekazała również jak to jest kochać, kiedy w żyłach krąży niepewność, a serce podpowiada, że to jedyna ukochana. Bo musicie wiedzieć, że Alicja była rasową feministką, walczyła o wyzwolenie kobiet i kochała - jak kobieta kobietę, miłością wielką i potężną, która niestety została jej odebrana. Nawet sobie nie wyobrażacie jak wiele zdarzeń przeżyła w swoim dotychczasowym życiu Alicja i z jaką wielką pasją o tym opowiada - przeniosła mnie na moment do Paryża, o którym pisała z takim oddaniem, że i mnie zamarzyło się tam znaleźć choć na moment. I w finale pozostało tylko jedno pytanie - dlaczego tak fascynujące życie zostało brutalnie przerwane? Dlaczego Alicja poddała się tajemniczej chorobie?

"Śpiąca Alicja" to powieść pełna uroku, niesamowicie głęboka i piekielnie inteligentna. Na dobre kilka godzin przeniosłam się do dawnych czasów, w których słyszałam stukot końskich kopyt na bruku a widoczny podział społeczeństwa na klasy mocno dał mi się we znaki. Przez chwilę żyłam życiem głównej bohaterki i żałuję, że Alicji James nie dostała doceniona za życia. To postać wybitna, a książka zdecydowanie warta poznania. Gorąco polecam!

czwartek, 19 stycznia 2017

Przedpremierowo: "Dziewczyna z daleka" Mag­da­lena Knedler

"Dziewczyna z daleka" Mag­da­lena Knedler, Wyd. Novae Res, Str. 380
PREMIERA:  22 lutego 2017r.


"W życiu wcale nie chodzi o to, by dotrzeć jak najdalej."

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest, że jedna nasza decyzja wywołuje lawinę nieprzewidzianych zdarzeń? Przekonała się o tym Milena, która nawet nie miała wpływu na to, by podjąć jakąś konkretną decyzję. Po prostu pewnego dnia wchodząc do ogródka babci, odkryła niemal zamarzniętego mężczyznę. I to wywołało szereg niespodziewanych obrotów akcji oraz powrót do przeszłości - nadszedł czas zwierzeń babci.

Zawsze fascynowała mnie tajemnica starszych ludzi. Przeżyli wystarczająco dużo, by mieć swoje sekrety o których nie mają ochoty mówić. Muszą zatrzymać coś dla siebie, by żyć własnymi wspomnieniami. Dlatego mocno zaangażowałam się w historię Mag­da­leny Knedler - nie ukrywam, że historia snuta powoli przez Nataszę była dla mnie wielkim znakiem zapytania, którego rozszyfrowanie znaczenia przyszło mi z wielką radością.

Nie przygotowałam się tylko na jedno - że będzie to naprawdę emocjonalna podróż. Byłam przekonana, że trzymam w rękach dobrą powieść obyczajową, pewnie z dobrą historią, ale nie z tak emocjonalnym wnętrzem. Duży wpływ miała na to opowieść Nataszy, kobiety dobijającej prawie do stu lat, która przeżyła w życiu nie jedno. Rozpoczęła ona swoją opowieść od czasu młodości w okresie wojennym i postawiła na bardzo osobistą relację. Trudno było czasami podążać jej drogą, bo kobieta nie zawsze postępowała moralnie, miała wyrzuty sumienia i decyzje, które podejmowała nie zawsze mogły spotkać się z uznaniem. Jednak czy mamy prawo ją oceniać, skoro nigdy nie byliśmy w tej samej sytuacji? 

Doskonałym posunięciem ze strony autorki było zostawienie ze sobą dwóch światów - wchodzącej w dojrzałe życie Mileny i sędziwej Nataszy, z której każda może nauczyć nas czegoś nowego. Wnuczka głównej bohaterki nie tylko słuchała opowieści, ale sama odkrywała mroczne zakamarki wojennych czasów, bo w ramach pracy zmuszona jest odwiedzać dotknięte konfliktem miejsca. Ma więc świadomość tego, jak czują się ludzie, jak wielkie spustoszenie wojna niosła ze sobą. Nie tylko fizyczne, ale i przede wszystkim psychiczne. Przez to opowieść Nataszy nabiera większego znaczenia, nie tylko dla jej słuchaczy, ale i dla samego czytelnika, który przeżywa wszystko bardzo emocjonalnie. Przynajmniej tak było w moim wykonaniu, bo historia mocno mną wstrząsnęła i trzymała w napięciu do samego końca. 

Nie można szybko zapomnieć o historii Nataszy i nie można przejść obok niej obojętnie. "Dziewczyna z daleka" to historia pełna ukrytych znaczeń i emocji od których nie da się oderwać. Jestem pod ogromnym wrażeniem jej przesłania i dopracowania w każdym możliwym aspekcie - zaczynając od samej historii, na bohaterach kończąc. Przygotujcie się na podróż życia, w której każdy z Was nauczy się czegoś nowego. Polecam!

środa, 18 stycznia 2017

"Słowik" Kristin Hannah

"Słowik" Kristin Hannah, Tyt. oryg. The Nightingale, Wyd. Świat Książki, Str. 560

"W całej Europie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia."

Powstało wiele powieści o tematyce wojennej. Wydarzenia z tamtych czasów wciąż stanowią inspirację dla książek o różnym przesłaniu. Jedne są ciekawe, drugie mniej, ale wszystkie głoszą to samo - świat jest zły nie z samej swojej natury, ale przez ludzi, którzy do tego dopuścili. Żałuje, że nie wszystkie powieści wojenne potrafią oczarować czytelnika, bo musiałam przeczytać wiele, by w końcu zainteresować się tematem poprzez samą literaturę. Teraz wiem, że wszystkie historie powinny być pisane tak jak "Słowik" Hannah - z subtelną precyzją, która trafia do czytelnika z siłą pocisku.

Powieść rozpoczyna się zupełnie niepozornie - na pierwszym planie pojawiają się dwie siostry, Vianne i Isabelle. Ich życie nie wyróżnia się niczym szczególnym: Vianne prowadzi ustatkowane życie u boku męża i cieszy się każdą chwilę spędzoną z rodziną. Jej postać jest wielką inspiracją dla tych, którzy nie są przekonani do wartości rodzinnych - kobieta pielęgnuje swoje szczęście i nie prosi o więcej od życia, cieszy się tym co osiągnęła, a kochająca rodzina jest dla niej największą miłością. Dużym kontrastem jest dla niej Isabelle, dziewiętnastoletnia dziewczyna, która czerpie od życia garściami i uwielbia stawiać mu wyzwania. Walczy z zasadami, buntuje się wobec przyjętych norm i nigdzie nie zagrzewa miejsca na dłużej. Na ich przykładzie autorka rewelacyjnie przekazała odczucia wobec wojennej sytuacji - gdy w roku 1940 Francja zostaje zajęta przez Niemcy: Vianne wówczas pragnie jedynie spokoju, a Isabelle walki, siły, potęgi, która zniszczy całe nagromadzone zło. W młodszej siostrze jest siła z którą szybciej się utożsamiłam i to ona bardziej mnie inspirowała, ale muszę oddać Vianne jedno - kiedy przyszło jej walczyć, nie wahała się.

Z większym zaangażowaniem śledziłam Isabelle, bo z racji jej młodego wieku i walki z zasadami jej postać mocniej do mnie trafiła. Nie było mi trudno stanąć za jej plecami i samej próbować walczyć tak jak ona, bo w tej dziewczynie jest tak wiele determinacji, że starczy jeszcze dla pobocznego obserwatora. Wstępując do ruchu oporu Isabelle wykazała się odwagą i mimo strachu, jaki krył się na dnie jej duszy - nie porzuciła swoich wartości. I choć to właśnie ta dziewczyna skradła całą moją uwagę, nie mogę napisać, że Vianne była mi obojętna. Ona po prostu stanowiła dla mnie inne wyzwanie - wybierając spokój musiała liczyć się z tym, że rozgrywane wydarzenia wcale jej go nie zapewnią i kiedy do jej mieszkania wtargnął niemiecki kapitan, całej jej życie wywróciło się do góry nogami. Vianne reprezentowała sobą zupełnie inny charakter niż jej młodsza siostra, mniej zbliżony do mojego, więc więcej czasu zajęło mi żeby zrozumieć jej postawę. To nie zmienia jednak faktu, że obu kobietom kibicowałam równie mocno i oba losy nie były mi obojętne. Szczególnie, że walczyły nie tylko o siebie, ale i o innych z determinacją godna podziwu.

Kristin Hannah ma wielki talent do przekazywania emocji. Przez całą lekturę znajdowałam się w samym centrum rozgrywanych wydarzeń i ani na moment nie schodziłam na dalszy plan. Sama żyłam życiem głównych bohaterek i na własnej skórze odczuwałam dokładnie takie same emocje. Autorka zaprosiła mnie do domu zwykłych ludzi, z jakimi każdy może łatwo się utożsamić i tym sposobem jeszcze lepiej zrozumieć powagę sytuacji. Wojna nigdy nie będzie łatwym tematem, ale napisana właśnie w taki sposób - potwornie emocjonalny i ludzki zarazem, będzie stanowiła inspirację dla przyszłości, by zwrócić uwagę na to co nas otacza i docenić to co mamy. Wcale się nie dziwię, że książka tak długo utrzymuje się na wysokiej pozycji książek wybieranych przez czytelników. Takie powieści są jak bestsellery o których nikt nie chce zapominać.

"Słowik" zapiera dech, wyciska z oczu łzy i motywuje do walki. Tym razem to nie wojna dała o sobie znać, ale siła kobiet. Na kilka przejmujących chwil znalazłam się w centrum wojennych wydarzeń z perspektywy tych zapomnianych, którym przyszło walczyć o wolność ludzkości i sypiać pod jednym dachem z wrogiem. To nie jest łatwa powieść, ale niewątpliwie powinien przeczytać ją każdy - przez wzgląd na pamięć, na wydarzenia i na potężną dawkę motywacji, które można przełożyć również na współczesne czasy.

Za możliwość przeczytania dziękuję Księgarni Taniaksiazka.pl.

wtorek, 17 stycznia 2017

"Margo" Tarryn Fisher

"Margo" Tarryn Fisher, Tyt. oryg. Marrow, Wyd. SQN, Str. 320

"Żeby być naprawdę szczęśliwą, musisz tego chcieć. Choćby życie ci się skomplikowało, musisz zaakceptować to, co się stało, porzucić ideały i nakreślić nową mapę prowadzącą do szczęścia."

Tarryn Fisher to autorka, która jeszcze nie jeden raz zaskoczy nas swoimi powieściami. Już kilkukrotnie przekonałam się, że potrafi pisać, a jej warsztat literacki jest naprawdę bogaty w doświadczenia. W dodatku, w swoich książkach nie boi się eksperymentować, sięgać po nowe drogi i uciekać od schematów. Mam wrażenie, że każda kolejna książka Fisher jest lepsza od poprzedniej, czego idealnym przykładem jest "Margo" - książka zupełnie nieoczywista, a przy tym jedna z lepszych jakie czytałam.

Już pierwsze strony powieści przekonały mnie do siebie swoim klimatem. Książka opiera się na ciężkiej (choć nie przytłaczającej!) atmosferze niepewności, która powoli wprowadza do świata głównej bohaterki. To jedna z tych historii, w których prym wiedzie miasto, nie jako tło, a jako jeden z czołowych bohaterów. Bone jest miejscem patologicznym i przerażającym, w którym jak na dłoni widać wszystkie ludzkie słabości. Pech chciał, że to również rodzinne miejsce Margo, która już od najmłodszych lat musiała żyć ramię w ramię z alkoholizmem i narkotykami, nie wspominając o prostytucji, która jej matce była aż nadto znajoma.

Brzmi przerażająco, prawda? Tak jest w rzeczywistości. To straszna książka, pod względem ludzkich ułomności. Czasami nie zauważamy tego co dzieje się dookoła, jeśli nasze bliskie otoczenie jest przyjemnym miejscem do życia. Margo tego nie miała i przez to wyrosła na nastolatkę o wielu słabościach - marzyła by wyrwać się z tego obłędu, ale jej morale i wartości były na najniższym poziomie, by móc zdeterminować ją do podjęcia walki. Na szczęście do fabuły wkroczył Judah, który pomógł jej odnaleźć światło w całej tej chorej sytuacji. Polubiłam ich, zarówno osobno jak i w duecie, to naprawdę dobrze wykreowane postacie, rzeczywiste, wiarygodne (mimo całej sytuacji) i bardzo sympatyczne. 

Fisher nie boi się sięgać po mroczną fabułę i zmrozić czytelnikowi krew w żyłach historią, w której nawet nie ma jednej wzmianki o zjawiskach paranormalnych. Bone to miejsce, w którym nikt nie miałby ochoty zamieszkać. Więc gdy bohaterowie próbują na własną rękę rozwiązać zagadkę śledztwa zaginięcia małej Nevaeh, nawet nie spodziewałam się jak może się to wszystko zakończyć. Tarryn Fisher całkowicie zakręciła mi w głowie i kiedy miałam już pomysł na rozwinięcie całej tej sytuacji - wprowadziła mnie w ślepy zaułek i zaproponowała takie rozwiązanie, że aż nie wiedziałam co powiedzieć. To dzięki licznym zakrętom, podpowiedziom, które właściwie nie powinny się liczyć i wielowątkowym sprawom - zyskałam pewność, że trzymam w rękach świetna powieść. Bo autorka naprawdę wie jak pozytywnie zaskoczyć czytelnika i sprawić, by był w pełni usatysfakcjonowany z lektury.

"Margo" to posmak nowego nurtu, który ma szansę pojawić się w gronie cenionych lektur. To opowieść o bezwzględności i okrutności ludzkiego świata, w której jedynym pozytywnym elementem jest miłość. To nie jest łatwa książka, nie jest też przyjemna w odbiorze, ale napisana z rozmachem i perfekcją. Trafia do czytelnika z siłą pocisku. Ta powieść jest jedną z lepszych książek jakie czytałam - dopracowana, zaskakująca, mocna w przesłaniu i subtelna w odbiorze. Musicie tylko pamiętać, że to nie jest typowa historia jaką znamy i ma w sobie coś, co jeszcze nie zakorzeniło się w innych książkach - nutę specyficznego podejścia, które nie każdego do siebie przekona. Ja jednak jestem w pełni zadowolona z lektury i polecam - ogromnie!

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Przedpremierowo: "Księga snów" Nina George

"Księga snów" Nina George, Tyt. oryg. Das Traumbuch, Wyd. Otwarte, Str. 424
PREMIERA: 23 stycznia 2017r.

"Każdy nosi w sobie archiwum, a z szuflad, szafek i skrytek w mojej pamięci wypełzają demony."

Nie będę ukrywać, że Nina George zdobyła moje serce i czekałam na jej najnowszą powieść z wielkim oczekiwaniem. Jej kunszt i potężny warsztat literacki oraz historie, które kreuje sprawiły, że doskonale odnalazłam się w dwóch poprzednich książkach ("Lawendowy pokój", "Księżyc nad Bretanią") i już nie mogłam się doczekać przygody z "Księgą snów".

Najnowsza powieść autorki ma w sobie coś, czego się spodziewałam - życie. George wychwala piękno i uroki zwykłego życia, naciskając na to, że człowiek wbrew pozorom jest nieśmiertelny a nieskończoność ma większe znaczenie niż możemy przypuszczać. Tym razem autorka zaprosiła mnie w kolejną historię z motywem drogi, ale takim, jakiego może obawiać się wielu z nas: poznałam wędrówkę człowieka między życiem, a śmiercią.

Emocje jakie płyną z każdej kolejnej strony tej powieści sprawiły, że odczuwałam wszystko - smutek, żal, nadzieję i szczęście. Pojawiło się wszystko co możliwe: łzy wzruszenia i uśmiech szczęścia. Uwielbiam takie powieści, bo dają mi możliwość życia życiem głównych bohaterów i przekładania tego wszystkiego na moje własne doświadczenia. Wyobrażacie sobie jak to jest przebywać w śpiączce? Co czuje człowiek? I czy czuje cokolwiek? Nina George przybliżyła nam ten stan na przykładzie Henriego. Przekonał się on na własnej skórze jak to jest powrócić do świata żywych. I być może odpokutował za własne czyny, bo życie Henriego nie było wcale takie kolorowe. Porzucił żonę i syna na rzecz kariery. I choć zapomniał o nich, to Samuel, jego syn, nie miał takiego zamiaru. Śledził karierę ojca i gdy nadarzyła się okazja, zaprosił go do swojej szkoły.

Życie jest przewrotne, a George potrafi to wykorzystać, więc i tym razem nie pozwoliła swojemu bohaterowi dotrzeć do celu. W drodze do szkoły syna Henri rzuca się na ratunek tonącej dziewczynce i chociaż ratuje ją od śmierci, sam wpada pod samochód. Brzmi niefortunnie pechowo, ale to tylko czysty przypadek, bo autorka znalazła dla naszego głównego bohatera specjalną rolę - przykładu na to, że w życiu wszystko może się wydarzyć. Henri choć w stanie śpiączki, robi dla swojego syna bardzo wiele, przypominając mu, że mimo niesłusznych wyborów wciąż go kocha. Pojawia się tutaj cudowny wątek rodzicielskiej miłości, która mimo tego, że trochę zagubiona, wciąż jest bardzo silna. To niezwykle wzruszający motyw, szczególnie od strony Sama, który poznaje swojego ojca na nowo.

"Księga snów" z pośród wszystkich trzech, wyjątkowych powieści autorki, jest historią najlepszą. Przygotowałam się na emocjonalną podróż, a mimo wszystko pojawiły się niekontrolowane łzy przy chwili wzruszenia i szczery uśmiech. Życie Henriego nigdy nie było kolorowe, a poprzez wypadek i stan śpiączki doświadczył wielkiej lekcji życia - w labiryncie zwodniczych dróg manewrował między życiem a śmiercią, podejmując ostateczne decyzje, które mogły pomóc mu odbudować straconą przeszłość. To kolejny przykład domina, gdzie jedna decyzja warunkuje wielką zmianę. Powieść jest niesamowita i ponadczasowa. Gorąco polecam!

niedziela, 15 stycznia 2017

Deutsch Aktuell #80 | English Matters #62 | English Matters #wydanie specjalne


Deutsch Aktuell #80
Nowy Rok zapowiada się nie tylko ciekawie pod względem premier, ale i naszych ulubionych magazynów. Jak wiecie, dla mnie liczą się te bardziej wartościowe - czyli na przykład Wydawnictwa Colorfulmedia, gdzie mogę nie tylko poczytać, ale przy okazji czegoś się nauczyć. Co czeka na Was w nowym wydaniu? Przede wszystkim zajrzałam do mojego ulubionego działu aktualności, by poznać aktualne trendy filmowe, muzyczne i oczywiście książkowe. W dziale na temat sław znalazł się artykuł na temat Jette Joop, niemieckiej sławy z zamiłowaniem do mody. Dział społeczeństwa to ten najciekawszy - rodzina ponad wszystko i temat niemieckiej emerytury. Rozmówki będą krążyły obok tematu banków. Wiecie co znaczy - Dahin gehen, „wo der Pfeffer wächst...” (Tam iść "gdzie pieprz rośnie")? I temat dla aktywnych - joga czy pilates?


English Matters #62
Co słychać w krainie angielskiego? Tutaj też nie ma chwili na żadną nudę! Artykuł o pasji językowej na pewno przypadnie Wam do gustu. A może coś trudniejszego, na temat podzielonej Europy? W dziale kultury - Big Ben, ukochany i uwielbiany. Pojawił się również artykuł łączący kulturę i język wyjaśniający jak ważna jest tak relacja. W konwersacjach - czasowniki frazowe. Pojawiło się w najnowszym wydaniu sporo dobrych artykułów na temat języka angielskiego - jak aktywować mózg, wyróżniać czasowniki czy wymawiać F. W podróży - Birmingham, można się zakochać! Artykuł rewelacyjnie oddaje klimat tamtego miejsca. A dla aktywnych? Breakdance!


English Matters Focus on Speaking #wydanie specjalne
Wydania specjalne są moimi ulubionymi - można na nich naprawdę dobrze popracować nad językiem. Są rozmówki, wyjaśnienia, ćwiczenia. Polecam przede wszystkim dla osób, które poważnie myślą o nauce, nie tylko o rozrywce, bo wydania specjalne zmuszają do myślenia. Nad czym ćwiczyłam w tym wydaniu? Przyjrzałam się konfrontacji języka polskiego i angielskiego. Poprawnie posługiwałam się słownictwem. Czytałam o tym, jak przełamywać bariery. A dla przyjemnego poczytania - pop w kulturze angielskiej. A może chcecie poznać magiczny sposób pozwalający raz dwa poznać obcy język? W nauce na pewno pomoże Wam kalendarz ćwiczebny, który jest całkiem niezłym rozwiązaniem. Więc podsumowując - kolejne niezłe wydanie, pomagające zjednać się z angielskim ;)


***
Znacie już najnowsze wydania? Pochwalcie się swoją opinią!

sobota, 14 stycznia 2017

Wydawnictwo Albatros zapowiada: luty 2017

KSIĘGA RODU Z BALTIMORE
Joel Dicker
Premiera: 1 lutego 2017

Zanim doszło do tragedii, istniały dwie gałęzie rodu Goldmanów: Goldmanowie z Baltimore oraz Goldmanowie z Montclair. Ci drudzy to należąca do klasy średniej, zamieszkująca niewielki dom w New Jersey rodzina Marcusa Goldmana, sławnego na cały świat pisarza, autora „Prawdy o sprawie Harry’ego Queberta”. Ich zamieszkujący w Baltimore krewni mogą się pochwalić typową dla klasy wyższej luksusową rezydencją w sąsiedztwie najbogatszych obywateli.
Osiem lat po dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się w rodzinie Goldmanów, Marcus postanawia przyjrzeć się losom swojej familii. Chciałby znaleźć przyczyny jej rozpadu. Wspominając przeszłość, znów zaczyna odczuwać fascynację rodem z Baltimore, któremu z powodu wakacji w najdroższych kurortach Miami i Hamptons oraz nauki w elitarnych szkołach zawsze po cichu zazdrościł. Wraz z upływem lat blask rodziny z Baltimore coraz bardziej blakł i do głosu zaczęły dochodzić dramatyczne wydarzenia. Aż do dnia, który wszystko odmienił.

BOGOWIE TANGA
Carolina De Robertis  
Premiera: 1 lutego 2017

Luty 1913 roku. Siedemnastoletnia Leda, z małą walizką i zamkniętymi w futerale starymi skrzypcami ojca, opuszcza swoją rodzinną wioskę. Jedzie do świeżo poślubionego (na papierze) męża i nowego domu w Argentynie. Kiedy schodzi na ląd w Buenos Aires, odkrywa, że jej mąż został zamordowany, a na nią czeka życie w starej kamienicy, bez rodziny i przyjaciół, na skraju nędzy. Prawie natychmiast po przybyciu do Buenos Aires Leda zostaje uwiedziona przez muzykę, którą nieustannie pulsuje miasto: zakochuje się w tangu, zrodzonym z głosów biednych imigrantów, skandalicznym tańcu z burdeli i owianych złą sławą kabaretów. Leda decyduje, że zrealizuje swoje odwieczne marzenie i zostanie mistrzynią gry na skrzypcach, choć wie, że nigdy nie będzie mogła występować jako kobieta. Obcina włosy, bandażuje piersi i staje się Dantem, młodym mężczyzną, który dołącza do grupy muzyków grających tango próbujących podbić salony socjety.

KLUB JULIETTY
Sasha Grey
Premiera: 2 lutego 2017

Catherine, studentka filmoznawstwa, jest zafascynowana jednym z wykładowców. I to nie jego intelekt przyciąga uwagę dziewczyny. Źródło tej fascynacji, która zaczyna przeradzać się w obsesję, z całą pewnością nie jest umiejscowione w głowie profesora. Kiedy Catherine zwierza się z tego swojej przyjaciółce Annie, ta wprowadza ją w świat wyuzdanego seksu, o którego istnieniu wiedzą tylko nieliczni. W klubie Julietty wpływowi ludzie realizują swoje najdziwniejsze i najbardziej perwersyjne fantazje seksualne, a Catherine, choć ma chłopaka, którego kocha, nie może się oprzeć pokusie zakazanych zabaw. Dopiero zniknięcie Annie i bezskuteczne próby jej odnalezienia uświadamiają Catherine, że ten podziemny świat seksualnych rozkoszy może być bardzo niebezpieczny.

GRA O ŻYCIE
James Dashner
Premiera: 3 lutego 2017

Michael jest graczem, który bez wątpienia lepiej czuje się w świecie wirtualnym niż realnym. Jego gry nie przypominają jednak zupełnie nieszkodliwej formy rozrywki. W grach, które preferuje Michael, wydarzenia z cyberprzestrzeni zostają przeniesione wprost do świata realnego i zaczynają przyćmiewać prawdziwe życie. Zaledwie kilka tygodni temu pogrążanie się we Śnie Michael uważał za coś zabawnego. To się jednak zmieniło. VirtNet jest najnowocześniejszym i najoryginalniejszym systemem oferującym swoim użytkownikom rozrywkę, jakiej nie dostarczy im nikt inny. Największą zaletą VirtNetu jest to, że można do niego wejść nie tylko umysłem, ale i ciałem. To uczucie pochłaniające gracza bez reszty Michael kochał najbardziej. Niestety i to się zmieniło. Teraz za każdym razem, gdy chłopak zatapia się w wirtualnym świecie, kładzie na szali swoje życie.  

CZARNY ZAKON
James Rollins
Premiera: 8 lutego 2017

Koktajl kryminału, thrillera historycznego i powieści przygodowej – trochę tu Browna, trochę Cusslera i trochę Ludluma. Ponowne spotkanie z agentami elitarnej jednostki SIGMA Force, w której skład wchodzą komandosi i naukowcy. Dziwna epidemia, objawiająca się atakami kanibalizmu, dotyka mnichów w klasztorze w Nepalu. Ktoś skupuje cenne historyczne dokumenty (jak na przykład Biblię należącą przed laty do Charlesa Darwina, twórcy teorii ewolucji) związane z uczonymi epoki wiktoriańskiej. Dla osiągnięcia celu gotów jest na morderstwo. Co łączy te wydarzenia z przerażającymi eksperymentami prowadzonymi przez nazistów na terenie Polski w czasie II wojny światowej? Na trop spisku zagrażającego przyszłości ludzkiej rasy wpadają agenci SIGMY, Grayson Pierce i Painter Crowe, oraz młoda lekarka Lisa Cummings.

DZIESIĄTA ALEJA
Mario Puzo
Premiera: 10 lutego 2017

Zachwycająca w swojej wymowie historia rodziny Angeluzzich-Corbo, a także niezłomnej i dumnej Włoszki, uwięzionej w nieudanym małżeństwie i toczącej heroiczny bój, by wychować szóstkę dzieci w surowym nowym świecie, gdzie w codziennej walce o przetrwanie wdeptywane w ziemię są tradycyjne wartości wyniesione ze starego kraju. W poszukiwaniu lepszego życia Lucia Santa porzuca rodzinną Italię i wraz z tysiącami innych imigrantów przybywa do Nowego Jorku, szukając swojego miejsca w rządzącej się prawem silniejszego bezwzględnej miejskiej dżungli.

LUSTRZANE ODBICIE
Tana French
Premiera: 10 lutego 2017

Po wydarzeniach, które miały miejsce w trakcie Operacji Westalka, umęczona psychicznie Cassie Maddox przeszła z wydziału zabójstw do wydziału przemocy domowej. Przysięgała, że nigdy nie wróci do przeszłości… Ale przeszłość wraca do niej. Sam O’Neill prosi Cassie, by przyjechała do niewielkiego miasteczka kilkadziesiąt kilometrów od Dublina, gdzie znaleziono zwłoki kobiety. Na miejscu zbrodni Maddox staje oko w oko ze swoim sobowtórem. Ofiara do złudzenia ją przypomina, a z dokumentów wynika, że nazywa się Lexie Maddison – dokładnie tak samo, jak fikcyjne alter ego Cassie, stworzone w przeszłości celem inwigilacji siatki handlarzy narkotyków na Uniwersytecie Dublińskim. Do pytania „kto zabił” dołącza kolejne – „kim była ofiara”. Nie ma poszlak, nie ma śladów ani podejrzanych… Zostaje jeden sposób, by dowiedzieć się prawdy – udawać, ze Lexie Maddison umknęła śmierci. Cassie zna Lexie na wylot, wystarczy chwila, by weszła w dawną rolę… Ale co stanie się wtedy, gdy cudze życie okaże się bardziej fascynujące niż własne?

JUŻ MNIE NIE OSZUKASZ
Harlan Coben
Premiera: 15 lutego 2017

Maya Stern, była oficer sił specjalnych, niedawno powróciła do domu z misji w Iraku. Pewnego dnia zamontowana w jej domu ukryta kamera, mająca śledzić zachowanie opiekunki dwuletniej Lily, ukochanej córeczki Mai, nagrywa filmik z udziałem bawiącej się dziewczynki i jej ojca. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie fakt, że Joe został brutalnie zamordowany dwa tygodnie wcześniej. Wytrącona z równowagi kobieta zastanawia się nad tym, co przed chwilą zobaczyła. Czy może uwierzyć w to, co widziała? Ale to przecież by oznaczało, że Joe żyje. Czy to w ogóle możliwe? Była przecież naocznym świadkiem jego zabójstwa, a po wszystkim zorganizowała mu pogrzeb. Aby znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania, Maya musi uporać się z mrocznymi tajemnicami własnej przeszłości. Gdy tego dokona, będzie zmuszona stawić czoła nieprawdopodobnej i niekoniecznie przyjemnej prawdzie o swoim mężu… i o sobie. 

ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI
B.A. Paris
Premiera: 15 lutego 2017

Wszyscy znamy takie pary jak Jack i Grace: on jest przystojny i bogaty, ona czarująca i elegancka. Chciałoby się poznać Grace nieco lepiej, ale to niełatwe, bo Jack i Grace są nierozłączni. Niektórzy nazwaliby to prawdziwą miłością. 
Wyobraź sobie uroczystą kolację w ich idealnym domu, miłą konwersację, kolejne kieliszki dobrego wina. Oboje wydają się w swoim żywiole. Przyjaciele Grace chcieliby zrewanżować się lunchem w przyszłym tygodniu. Ona chętnie przyjęłaby zaproszenie, ale wie, że nigdy z nimi nie wyjdzie. Ktoś mógłby spytać, dlaczego Grace nigdy nie odbiera telefonów, nie wychodzi z domu, a nawet nie pracuje. I jak to możliwe, że gotując tak wymyślne potrawy, w ogóle nie tyje? I dlaczego w oknach sypialni są kraty? Doskonałe małżeństwo czy perfekcyjne kłamstwo? 

RZEŹNIK
Tony Parsons
Premiera: 15 lutego 2017

W Nowy Rok w północnym Londynie na jednym ze strzeżonych osiedli zostają znalezione zwłoki zamożnej rodziny. Bestialsko zamordowani zostali wszyscy jej członkowie z wyjątkiem najmłodszego dziecka, które zniknęło. Narzędzie zbrodni – pistolet do ogłuszania bydła przed ubojem – prowadzi Wolfe’a do zakurzonej sali Muzeum Zbrodni Scotland Yardu. Wydaje się, że mordercą musi być człowiek, którego przed trzydziestu laty policja nazwała Rzeźnikiem. Ale Rzeźnik odsiedział już swoje w więzieniu, a dziś jest stary i umierający. Czy to możliwe, by znów zaczął zabijać? Czy morderstwo tej niewinnej rodziny było bezmyślną masakrą ze strony szalonego psychopaty, groteskowym hołdem naśladowcy dla swego mistrza czy próbą wrobienia w morderstwo umierającego mężczyzny? Max wie, że jak najszybciej musi odnaleźć zaginione dziecko i powstrzymać mordercę, zanim ten zniszczy życie kolejnej niewinnej rodzinie lub zapuka do jego własnych drzwi. 
Okazuje się, że nawet z pozoru najszczęśliwsze rodziny potrafią skrywać mroczne sekrety, za które ktoś jest gotów zabić…
***
Nowy rok zapowiada się naprawdę imponująco patrząc na nadchodzące premiery. Dla mnie numerem jeden na luty jest najnowsza powieść Cobena. A Wy, znaleźliście coś dla siebie? :)

piątek, 13 stycznia 2017

"Making Faces" Amy Harmon

"Making Faces" Amy Harmon, Tyt. oryg. Making Faces, Wyd. Editio, Str. 344

"Każdy jest dla kogoś głównym bohaterem."

Kto z Was lubi powieści, które wzruszają do łez? Kto poszukuje historii pouczających? A może macie ochotę na życiową historię z trudnym tematem w tle? Amy Harmon przygotowała dla nas kolejną niezapomnianą porcję wrażeń.

Wiedziałam już po lekturze "Prawa Mojżesza" czy "Pieśni Dawida", że autorka lubi sięgać po trudne tematy i nie boi się mocno potrząsnąć czytelnikiem. Dlatego przygotowałam się na to, że i tym razem historia mną wstrząśnie. Muszę przyznać, że wielkim atutem autorki jest jej pomysłowość do kreowania postaci i wydarzeń, w jakich muszą brać udział. Jest co prawda w jej książkach sporo schematów, które się powtarzają, ale łączy się to ze sobą w przyjemną całość, więc nie mam potrzeby narzekać.

Obecna historia opiera się na przygodach Ambrose Youn, młodego zapaśnika, przed którym widnieje perspektywa sportowej kariery. Tylko w swojej walce ku lepszej przyszłości za bardzo się zatracił i zapomniał o tym, co go otacza. Gdzieś na drugim planie, kompletnie niezauważana przez obiekt swoich westchnień żyje Fern Taylor - sympatyczna dziewczyna, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. I choć wydawałoby się, że Fern stoi na przegranej pozycji, nieoczekiwany zwrot wydarzeń wszystko zmienia - Ambrose wyrusza na wojnę do Iraku, a doświadczenie to łamie go wewnętrznie i burzy prawidłowe postrzeganie świata. Zbyt wiele stracił, by móc podnieść się na nowo. Jednak nie wiedział też, że Fern wciąż uparcie tkwi w swoich przekonaniach. I choć uczucie tej dziewczyny jest w stanie burzyć mury, to nie jest łatwo kochać człowieka, który uważa się za bezpowrotnie przegranego.

Trudny, choć znany nam temat i miłość, która walczy o to by wypłynąć na powierzchnię, w połączeniu przez Amy Harmon wypadły naprawdę wzorowo. Jest w tej powieści bardzo dużo emocji, ale to przede wszystkim dlatego, że bohaterów nie da się nie lubić. Niezależnie od tego czy są to postacie główne, drugoplanowe czy tylko poboczne - wszystkie są bardzo dobrze wykreowane, wiarygodne i naprawdę sympatyczne. Bo tak naprawdę nie jest to jedynie historia o miłości - owszem, wiedzie ona tutaj prym i rozkochuje w sobie czytelnika, ale jest to przede wszystkim powieść opisująca małe miasteczko, w którym żyje piątka przyjaciół - o różnych charakterach, innych zasadach i jednym przekonaniu: że przyjaźń jest najważniejsza na świecie.

"Making Faces" to przejmująca historia o tym, co w życiu najważniejsze. Jak silna musi być dziewczyna by pokochać zranionego chłopca? Jak wielka musi być przyjaźń, by zapisać się na kartach historii? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie na stronach książki Amy Harmon. Musicie przygotować się jednak na emocjonalną podróż, która dostarczy Wam całej masy wrażeń - czasem wyciśnie z oczu łzy wzruszenia, czasem przywoła na twarz uśmiech szczęścia. Jedno jest pewne - szybko o niej nie zapomnicie. Polecam!

czwartek, 12 stycznia 2017

"P.S. I like you" Kasie West

"P.S. I like you" Kasie West, Tyt. oryg. P.S. I like you, Wyd. Feeria, Str. 392

"-I to akurat na chemii. Jak można oczekiwać, że ktoś będzie na niej uważał?
-Ja lubię chemię.
-Powiem inaczej: jak można oczekiwać, że ktoś normalny będzie na niej uważał?
-Uważasz, że jesteś normalna?"

Znacie to uczucie, kiedy wyczekuje się z zapartym tchem wydania najnowszej powieści ulubionej autorki? West szturmem wbiła się na listę autorów, których cenię, więc czas między jedną a drugą powieścią dłużył mi się niesamowicie, bo po rewelacyjnej powieści "Chłopak z sąsiedztwa" czułam lekki niedosyt powieści autorki. Nie dlatego, że czegoś im brakuje. Wręcz przeciwnie! Chodzi o to, że powieści Kasie West są idealnym lekiem na zły humor, nudny wieczór czy po prostu idealnie wpasowują się w mój gust. Wierzcie mi lub nie, ale dzień w którym dowiedziałam się, że do polskiej premiery "P.S. I like you" nie zostało już wcale tak wiele czasu, był jednym z moich ulubionych.

Mam wrażenie, że każda kolejna powieść autorki jest lepsza i bardziej dopracowana. Może przemawia za tym moja wielka sympatia do jej twórczości, a może West po prostu tak prędko rozwija swój warsztat literacki. Każda jej powieść to cała masa przeróżnych emocji z nastawieniem na te najlepsze: poczucie humoru od którego z twarzy nie schodzi uśmiech, ciekawe historie, które świetnie odnalazłyby się w prawdziwym życiu czy bohaterowie - z krwi i kości, przesympatyczni i przebojowi. To coś co każdy czytelnik lubi najbardziej - poczucie pewności, że każda kolejna książka pisarza będzie jeszcze lepsza od poprzedniej. A wierzcie mi "P.S. I like you" jest tego doskonałym przykładem.

Nie ma co ukrywać, fabuła tej powieści jest dość przewidywalna. Pamiętajcie tylko, że tutaj nie chodzi o to, by z zapartym tchem wyczekiwać na rozwiązanie akcji. Ta historia ma swobodnie płynąć i umilać czas, a robi to doskonale. Lily, główna bohaterka z przytupem wkracza do serca czytelnika i zaskarbia jego sympatię nie tylko samym swoim charakterem, ale całą gromadką jaka się z nią wiąże. Bo rodzina tej dziewczyny jest tak oczywiście nieoczywista, pokręcona i zabawna, że znalezienie się w ich gronie stanowi sporą przyjemność. Na tym właśnie opiera się motyw tej historii - na perypetiach rodziny, w której prym wiedzie Lily. To dziewczyna podobna do swoich rówieśniczek, choć wyróżnia ją bardzo romantyczna dusza. Pewnego dnia, podczas naprawdę wyjątkowo nudnej lekcji, zapisuje na ławce tekst piosenki. A później widzi, że ktoś dopisał kolejne słowa. Więc od razu pojawia się nuta tajemnicy. Kim jest osoba, która tak jak ona lubi alternatywne zespoły?

Ta książka bez wątpienia ma swój urok i za nic nie można jej tego odebrać. Przedstawia wbrew pozorom trudne relacje pomiędzy zupełnie obcymi sobie ludźmi, których zaczyna łączyć wspólna pasja. To miłe widzieć, że nie trzeba dużo, by zdobyć wielką przyjaźń i odnaleźć sens w świecie, który wydawał się pozbawiony barw. Lily krok po kroku buduje relację między sobą a tajemniczym uczniem i buduje subtelną dozę niepewności (choć łatwo jest rozgryźć kto za tym stoi). Prowadzi to jednocześnie do prostego wniosku - ocenianie po pozorach nie ma żadnego sensu. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie na stronach najnowszej powieści autorki.

Kasie West poprzez swoje książki sięga znacznie dalej, niż zwykły pisarz. Otula nasze serca poczuciem bezpieczeństwa i zapewnieniem, że nawet w pochmurne dni możemy liczyć na chwilę słońca. Na podstawie perypetii zwykłych, podobnych do nas bohaterów pokazuje, że każde życiowe rozterki można rozwiązać. Szczególnie, gdy ma się wokół siebie kochającą rodzinę i niezawodnych przyjaciół. Powieści West są dla mnie najlepszym przewodnikiem - pełnym poczucia humory, realnych historii i wdzięku, bo przede wszystkim nie da się im oprzeć. "P.S. I like you" ma w sobie moc i potencjał, jest lekarstwem na wszelkie złe dni. To powieść z tych, do których na pewno się wraca. I to nie raz!