środa, 28 lutego 2018

Przedpremierowo: "Przyjaciel z szafy" A.F. Harrold

"Przyjaciel z szafy" A.F. Harrold, Tyt. oryg. The Imaginary, Wyd. Literackie, Str. 232
PREMIERA: 18 kwietnia 2018r.

"Jak to jest, kiedy człowiek znika? Jak to jest, kiedy już całkiem go nie ma?"

W natłoku powieści dla dorosłych i tych dedykowanych dla młodzieży wchodzącej w dorosły wiek zatraciłam gdzieś wspomnienia z książek, od których zaczęła się przecież moja przygoda. Czytam od zawsze, zatem najpierw towarzyszyły mi książki dla dzieci - bajkowe, kolorowe, pełne niezapomnianych przygód. Dziś postanowiłam zmierzyć się z lekturą dedykowaną trochę starszym dzieciom, ale wciąż tym czytelnikom u których wyobraźnia odgrywa najważniejszą rolę.

Zaintrygował mnie tytuł, bo wymyśleni przyjaciele w dzieciństwie to już chleb powszedni. To oni zawsze znali nasze najskrytsze sekrety i stanowili oparcie w trudnych chwilach. Kto nie miał takiego powiernika, w postaci wymyślonego, ale absolutnie nie na niby przyjaciela z którym spędzał najlepiej czas? No właśnie, więc bardzo łatwo jest się utożsamić z bohaterami tej powieści, kiedy można od razu wejść w och skórę i zrozumieć co w trawie piszczy.

Młodzi bohaterowie nie mają lekko w powyższej fabule. Rudger to najlepszy przyjaciel Amandy Szuruburskiej. Wymyślony, ale jednocześnie najprawdziwszy. I wydawało się, że nikt nie może go zobaczyć poza dziewczynką do czasu, kiedy w progu jej drzwi stanął pan Trznadel. Miał przeprowadzić ankietę, ale to tylko przykrywka dla takich jak on - polujących na wymyślonych przyjaciół. W przykrych okolicznościach Amanda trafia do szpitala i zostawia swojego przyjaciela na pastwę groźnego porywacza. Czy mimo wszystko Rudgerowi uda się uciec?

Muszę przyznać, że fabuła jest tak precyzyjnie przemyślana, że nawet ja - dorosła już czytelniczka odpłynęłam w świat zaprezentowany przez autora. Powieść napisana lekkim i zrozumiałym dla każdego słowem jednocześnie niesie ze sobą niezwykle wartościowe przesłanie: o miłości, utracie oraz sile wyobraźni. To wspaniała lekcja życia dla każdego, nie łatwa biorąc pod uwagę fakt, że już pierwsze zdanie pierwszego rozdziału nawiązuje do śmierci. Ale jednocześnie jest w niej niesamowity urok i potężna siła przypominająca o tym, że przyjaźń - podobnie jak wyobraźnia - nie ma granic.

"Przyjaciel z szafy" to ponadczasowa powieść, która zapada w pamięć na długi czas. Wspaniale zilustrowana przez Emily Gravett porusza do głębi i nie dzieli czytelników ze względu na wiek. Jestem zachwycona historią, którą otrzymałam i wrócę do niej nie jeden raz - jednocześnie polecając ją każdemu kto tylko zechce mnie wysłuchać. Czasami śmiałam się z bohaterami, innym razem kibicowałam im ile sił, ale na kilku stronach nie uniknęłam także najważniejszych dla mnie chwil: chwil wzruszeń. To bardzo dobra powieść. Polecam!

"Demon luster" Martyna Raduchowska

"Demon luster" Martyna Raduchowska, Wyd. Uroboros, Str. 416

"Myślę, więc jestem. No, Kartezjusz, toś się, chłopie, ździebko zagalopował."

Ida do niedawna żyła jako normalna dziewczyna, ale przyszło je się zmierzyć z ponurą rzeczywistością - do normalności jej daleko. Kiedy dziewczyna zrozumiała, że widzi duchy jej świat wywrócił się do góry nogami a jej samej ciężko było zaakceptować obecny stan rzeczy. Została szamanką od umarlaków i stanęła przed trudnym zadaniem. Tym razem podstępny pech znowu dał o sobie znać i zmusił ją do zaangażowania się w misję przepełnioną jeszcze większą ilością magii i niebezpieczeństw.

Mimo, że sama fabuła dotyka wątku paranormalnego łatwo jest zrozumieć rozterki głównej bohaterki. Ida marzy o normalności i nie jest fanką przeprowadzania dusz na drugą stronę. Jednak czuje się zobowiązana nieśmiertelną przysięgą a duchy upominają się wciąż o uwagę. Łatwo jest postawić się na miejscu dziewczyny i wczuć w jej rolę a wszystko to ułatwia jej przystępny dla czytelnika charakter i proste opisy od autorki. Ida została stworzona na wzór typowej dziewczyny, otwartej na świat, której wszystkie myśli i problemy widoczne są jak na dłoni. To dobra dziewczyna, ale czasami przesadzała w swoich wywodach - marudziła nad wyraz po czym zabierała się do pracy, bo taką miała misje. Osobiście potrzebuję bohaterek bardziej dojrzałych i tym razem miałam zastrzeżenia co do kreacji Idy.

Drugi tom serii nie przypadł mi tak bardzo do gust. Miałam wrażenie, że humor który autorka chciała utrzymać przed całą historię był sztuczny i nie zawsze bawił. Bardziej ciekawiły mnie rozgrywane wydarzenia i podążałam drogą paranormalnych wydarzeń, które zostały zmyślnie wykreowane i ciekawie rozwinięte. To powieść, która ma za zadanie dostarczać potrzebnej dawki rozrywki, więc nie oczekujcie po niej szczególnie wyjątkowej fabuły, ale czyta się ją szybko i przyjemnie. Sam styl autorki ułatwia sprawę, bo Martyna Raduchowska pisze lekko i obrazowo.

Ida wyruszyła na poszukiwania Demona Luster a jej misja miała być groźna i pełna niepowodzeń. Przyznaję, że w porównaniu do pierwszej części pojawiło się znacznie więcej ciekawych wątków, ale sama akcja nie gnała na złamanie karku. Liczyłam na lepszą dynamikę, ale ta jeśli mam być szczera nie była zła - raczej skromna na tyle ile to konieczne by ciekawić czytelnika i pozwolić mu zostać przy lekturze do samego finału. Żałuję jednak, że nie można tej serii podzielić na czytanie bez zachowania chronologii, bo jeśli nie znacie pierwszego tomu, trudno Wam będzie odnaleźć się w obecnych wydarzeniach. 

Mimo kilku wad i zgrzytów miło spędziłam czas przy "Demonie luster". Nie narzekałabym jednak, gdyby autorka podciągnęła kontynuację do poziomu pierwszego tomu. Czyta się dobrze i szybko, rozumie się rozterki głównej bohaterki, mimo że jest ich trochę zbyt dużo oraz miło czyta się o wydarzeniach z udziałem duchów o sarkastycznym poczuciu humoru. To czasoumilacz polecany tym, którzy chcą się odstresować i zrelaksować - Martyna Raduchowska zapewni Wam dobrą zabawę, którą śmiało można zgrać z leniwą niedzielą.

wtorek, 27 lutego 2018

"Harry Potter i Kamień Filozoficzny" J.K. Rowling

"Harry Potter i Kamień Filozoficzny" J.K. Rowling, Tyt. oryg. Harry Potter and the Philosopher's Stone, Wyd. Media Rodzina, Str. 328

"Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić."

Mały chłopiec podrzucony opiece wuja i ciotki od dziecka był skazany na brak miłości. Nie pamiętał jak to jest zaznać prawdziwej matczynej opieki i poczucia bezpieczeństwa. Nie wiedział jak to jest dzielić wspólne chwile z ojcem. Jednak otrzymał szansę by wkroczyć do nowego świata, świata magii i czarodziejstwa, w którym przygoda miesza się z niebezpieczeństwem a prawdziwa przyjaźń jest na wyciągnięcie ręki. Harry Potter nie wiedział, że świat ma dla niego inne plany, więc gdy do drzwi zapukał wielki jegomość i pozwolił sobie zabrać go do Hogwartu - przed chłopcem otworzyła się perspektywa nowego życia.

Czuję się jak laik pisząc opinię o książce, którą czytali chyba wszyscy. Wielu z Was zaczynało swoją przygodę z literaturą właśnie od tej pozycji i myślę, że nie mogliście trafić lepiej - to powieść, która otwiera przed czytającym pasmo nieograniczonych emocji i przygód, w których odnajdzie się każdy bez względu na wiek. To fascynujący obraz dojrzałości i jednoczesne dowartościowanie dzieciństwa, bo - jak udowadnia autorka - każdy z nas zasługuje na to, by być szczęśliwym.

Niestety jestem jedną z tych osób, które najpierw obejrzały film i dopiero później przeczytały książkę. Możecie mi jednak wierzyć, że ogromnie tego żałuję, bo oddałabym wszystko by móc przeczytać tą powieść ze świeżym umysłem i nie mieć najmniejszego pojęcia co czeka mnie na kolejnych stronach. Świat Hogwartu stworzony przez autorkę jest absolutnym arcydziełem - nieograniczoną możliwością do zagłębiania wiedzy, szukania przygód, walczenia z własnymi słabościami i utożsamiania się z bohaterami. To właśnie za ich sprawą tak bardzo polubiłam serię o Harrym Potterze. Każda z poznanych w książce postaci okazała się jedyna w swoim rodzaju, zaskakująca i intrygująca o wielkim sercu lub mrocznej duszy.

Autorka nie stworzyła niczego konkretnego. Pozwoliła mi samemu sprawdzić się w powieści, odnaleźć prawidłową drogę i opowiedzieć się po wybranej stronie. Otworzyła przede mną nieograniczony świat w którym wszystko jest możliwe i w którym sama miałam możliwość poczucia się jak początkujący adept czarodziejstwa. J.K. Rowling pozwoliła mi przeżyć wielką przygodę i poznać bohaterów, których z miejsca pokochałam - za ich szczerość, otwartość i przywiązanie. Nikt nigdy nie zaskoczył mnie tak pozytywnie oddaniem swojej książce, która po otwarciu pierwszej strony ożyła i porwała mnie w wielką podróż i nim się obejrzałam, byłam już na ostatniej stronie. Myślę, że to jedyny minus tej książki: zbyt szybko się kończy.

Autorka ma fantastyczny styl - pisze z lekkością i swobodą, prowadzi czytelnika przez świat dopracowanych szczegółów, zaskakujących pomysłów i bohaterów z krwi i kości, którzy mogliby śmiało zaistnieć w prawdziwym życiu. Wiele razy wychwyciłam również cudowne cytaty potwierdzające fakt, że książka nie jest tylko przygodową propozycją dla młodych czytelników a ponadczasową historią pełną ukrytych znaczeń. "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" to książka jakich mało - idealna od początku do końca.

poniedziałek, 26 lutego 2018

"Królestwo ze szkła" Valentina Fast

"Królestwo ze szkła" Valentina Fast, Tyt. oryg. Ein Leben aus Glas, Wyd. Media Rodzina, Str. 250

"Marzę o wolności w więzieniu, które nazywam domem."

Wyobraźcie sobie, że otrzymujecie zaproszenie do gry, która odmieni Wasze życie nieodwracalnie. Czeka na Was szczęście lub nieszczęśliwe życie po kres Waszych dni. Czy odważycie się zaryzykować?

Wiele razy pisałam Wam o tym, jak bardzo lubię niemiecką literaturę za jej szczerość, dojrzałość i wiarygodność. Częściej zagłębiam jej tajniki w przypadku powieści obyczajowych, dedykowanych raczej starszym czytelnikom, ale i młodzieżowe propozycje nie są mi obce. Tak poznałam pierwszy tom serii Royal, napisanej przez debiutującą ale jakże dobrze rokującą Valentinę Fast.

W roku 2130 wszystko jest możliwe. Królestwo Viterry ukrywa się pod szklaną kopułą jako jedyna społeczność uratowana z katastrofy atomowej. Tutaj także, na oczach całego królestwa, w telewizji co dwadzieścia lat wybiera się kandydatkę na żonę dla następcy tronu. Motyw niesamowity, ale i zachwycający ukrytą w dorosłym ciele duszę małej księżniczki. Autorka postawiła na baśniową wersję reality show, które w dzisiejszych czasach jest wyznacznikiem dobrego życia. Także w przypadku bohaterek warunkuje on spełnienie ich marzeń. Kandydatki, a jest ich dwadzieścia, stają do walki o serce czterech chłopaków, nie wiedząc który z nich zostanie królem. To dodało powieści uroku, bowiem autorka nie ujawniła który z kandydatów obejmie tron mieszając w głowie nie tylko czytelnikom, ale i uczestniczką - najpiękniejszym w kraju - które musiały robić wszystko co w ich mocy by zdobyć uznanie pretendenta do tronu. Wśród nich znalazła się Tatiana, narratorka powieści, która nie jest do końca pewna co tak naprawdę dzieje się dookoła niej. I czuje się nieszczęśliwa, bo znalazła się w tym wszystkim nie przez swój własny wybór.

Chociaż powyższa książka jest propozycją dla młodzieży, przy bliższym spotkaniu szybko można dostrzec w niej elementy, które oczarują nawet dorosłego czytelnika. To słodka opowieść o czasach, w których liczy się urok i klasa, a pierwsze skrzypce odgrywają pozory. Jednak autorka wychodząc naprzeciw oczekiwaniom czytelników uwzględniła w zakłamanym świecie królestwa jedną istotną cechę - poszukiwanie prawdziwej miłości. Dlatego też nie ujawniono tożsamości księcia, by ta która wygra mogła utwierdzić go w przekonaniu, że wybór był podyktowany sercem a nie chęci zdobycia wszelkich bogactw. I chociaż całość stylizowana jest na baśń o Kopciuszku z całym przepychem i elegancją - przebijają z niej ponadczasowe wartości, do których wciąż wracamy.

Niespodziewanie Valentina Fast przeniosła mnie do królewskiego pałacu i ukazała całą jego majestatyczną wielkość. I chociaż stałam murem za przekonaniami Tatiany, nie mogłam przyznać, że to co widzę przyspiesza bicie mojego serca. Dzięki "Królestwu ze szkła" przez moment poczułam się jak księżniczka i musiałam zmierzyć się z całą feerią barwnych charakterów, które spotkałam na swojej drodze. A jak wiadomo na królewskim dworze aż roi się od intryg i zakłamania, szczególnie w miejscu gdzie spotyka się tak dużo pięknych dziewcząt, gotowy do wszystkiego. Niepozorna lektura otworzyła przede mną bogaty świat jedynie stanowiący przedsmak dalszych wydarzeń, ponieważ mam przeczucie, że kolejne dwa tomy zaskoczą mnie jeszcze bardziej niż część startowa. Obym się nie myliła, bo powyższą lekturą jestem mile i pozytywnie zaskoczona!

"Milion światów z tobą" Claudia Gray

"Milion światów z tobą" Claudia Gray, Tyt. oryg. A Million Worlds with You, Wyd. Jaguar, Str. 419

"Czy uda mi się uratować kogokolwiek?"

Lubicie finały serii? Dla mnie to zawsze zakończenie pewnej przygody i do ostatniego tomu podchodzę z dużymi oczekiwaniami. W końcu czeka nas zamknięcie rozpoczętych wątków i finał musi być tak dobry, by zapadł w pamięć. Czy Claudii Gray to się udało?

Na początku polubiłam serię za okładki. Piękne, minimalistyczne - przyciągały wzrok i obiecywały równie dobre wnętrze. Dlatego zdecydowałam się bliżej przyjrzeć fabule, która jak się okazało obiecywała wszystkie lubiane przeze mnie motywy: podróże w czasie, miłość i problemy, które trzeba rozwiązać przed upływem wyznaczonego czasu. Tak zaczęłam czytać powieści autorki i chociaż mają pewne wady (a która książka ich nie ma?) to doskonale się bawiłam podczas lektury i bardzo polubiłam głównych bohaterów. Byłam ogromnie ciekawa jak autorka zakończy swoją trylogię, dlatego jak nigdy w stosunku do tak lekkich i nieskomplikowanych powieści, miałam duże oczekiwania. Na całe szczęście wszystkie się sprawdziły, ponieważ - o czym pisałam przy opinii drugiego tomu - Claudia Gray z tomu na tom wypadała co raz lepiej.

Głównymi bohaterami od samego początku była dwójka nastolatków: Marguerite oraz Paul. Spotkali się przez misję, którą musiała wykonać dziewczyna, ale połączyła ich wzajemna nić porozumienia. Jednak wszystkie problemy, które na nich spadły podczas całej przygody sprawiły, że ich nić porozumienia została wystawiona na próbę. Dusza Paula rozszczepiona na cztery części została złożona, ale pozostała blizna w głębi chłopaka, która nie pozwala mu wrócić do siebie. To jeden z bardziej przejmujących wątków trzeciego tomu, ponieważ miło śledziło się perypetie Marguerite i Paul a trzymanie za nich kciuków przychodziło na wyraz łatwo. Dlatego przeżyłam chwile grozy widząc jak trudno im się na nowo porozumieć. To jednak nie zmienia faktu, ze ich charaktery to ciekawa propozycja w powieści młodzieżowej - nastolatkowie z dużymi ambicjami, którzy nie zawsze podejmują słuszne decyzje, ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Jedynie Marguerite czasami dawała mi w kość swoją lekkomyślnością, która nie pasowała mi do osobowości dziewczyny. A szkoda, bo to jedyne niedociągnięcie wśród postaci, które autorka w finale nie dopracowała.

Fabuła tym razem mocno naciska na płynną akcję i dynamiczne tempo, ponieważ nastał czas rozwiązania wszystkich problemów. Autorka dała się ponieść wyobraźni i dzięki temu powstało zakończenie każdego rozpoczętego wątku ciekawe i warte trwania przy lekturze do ostatniego tomu. Właśnie tak wyobrażałam sobie zakończenie losów Marguerite i Paula - pełne zaskakujących zwrotów akcji, gdy po raz ostatni przyszło zmierzyć się z całym Multiwszechświatem. W rękach głównej bohaterki spoczęły życia milionów ludzi i jak się okazało, tylko ona była w stanie odmienić bieg wydarzeń. Przyszedł czas pokonać Triad, uratować równoległe wszechświaty i odnaleźć drogę do duszy przyjaciela. Claudia Gray wyposażyła najnowsze wydarzenia w duże ryzyko i niepewność związaną z rozwojem dalszych wypadków dzięki czemu otrzymałam fabułę od której nie miałam ochoty odchodzić nawet na moment. 

"Milion światów z tobą" czyta się z dużą przyjemnością. Styl autorki nie uległ żadnej zmianie - po raz kolejny otrzymałam bardzo lekką powieść okraszoną sporą dawką wątków, dzięki czemu wszystko idealnie się dopełniało. Trzeci tom trylogii Claudii Gray spełnił moje oczekiwania, zaskoczył i zapewnił najwięcej emocji spośród wszystkich części. I chociaż nie jest to powieść moralizatorska, nie niesie ze sobą głębszego wyznania - ciekawi, intryguje i wciąga, zapewniając wielką przygodę.

niedziela, 25 lutego 2018

"Magia Uderza" Ilona Andrews

"Magia Uderza" Ilona Andrews, Tyt. oryg. Magic Strikes, Wyd. Fabryka Słów, Str. 432

"- Władca Bestii, mój osobisty prześladowca. Rany, marzenie każdej laski.
- Prześladowanie to nie moja działka.
- Nie? A jak nazwiesz to co właśnie robisz?
- Kontrolowaniem przeciwnika w celu uniknięcia przykrego uszkodzenia ciała."

Kate Daniels powraca w trzeciej odsłonie serii o przebojowej dziewczynie raz za razem ściągającej na siebie masę problemów przez zupełny przypadek. Czy i tym razem uda jej się wyjść cało z tarapatów i rozbroić czytelników kolejną porcją smacznego poczucia humoru?

Jak się okazało - wcale nie było to takie trudne. I jeśli spoglądam z góry na wszystkie trzy tomy mam wrażenie, że ten aktualny to najlepsza odsłona Kate. Ilona Andrews z tomu na tom wypada co raz lepiej, przykłada się do kreacji bohaterów i rozwija akcję w zawrotnym tempie. Dzięki temu przygody z pogranicza fantasy i paranormal romance stają się jeszcze ciekawsze i warte każdego przeczytanego słowa.

Tym razem to nie sama Kate wpadła w kłopoty, ale jej przyjaciel Derek, nastoletni zmiennokształtny. Za sprawą tajemniczych przekrętów wmieszał się we włamanie i został odpowiednio ukarany - ktoś zadbał o to, by Derek znalazł się w prawdziwym niebezpieczeństwie i skatował go w sposób tak okrutny, że niemal śmiertelny. Kate broniąc dobrego imienia chłopaka postanawia wyruszyć na kolejną misję i pomścić przyjaciela. Nie przejmuje się wcale (no, może tylko trochę) tym, że przyjdzie się jej zmierzyć z nielegalnymi walkami, za sobą będzie miała cień w postaci
nieprzyjemnego Saimana a na domiar złego po raz kolejny przyjdzie jej postawić na swoim w konflikcie z Władcą Bestii.

W co tym razem dała się wciągnąć główna bohaterka? W akcję najmocniejszą z dotychczasowych, w której niemal od początku wyczuwa się niebezpieczeństwo. Jednak autorka dotrzymuje tempa swojej bohaterce, która nie cofnie się przed niczym i zaskakuje czytelnika wzmocnieniem akcji, która gna na złamanie karku, dodaniem znacznej ilości magii w tym co dzieje się dookoła i - nie inaczej - potęguje humor, który rozkłada na łopatki w najmniej spodziewanej chwili. Jednak to co najbardziej przypadło mi do gustu w książce Andrews poza fantastyczną kreacją bohaterów to dialogi, które są lekkie jak piórko i dosadne kiedy trzeba. Autorka wie doskonale jakie kwestie podjąć w danym czasie by rozładować napięcie lub wręcz przeciwnie - by spotęgować je dwukrotnie. To Kate i Curran błyszczą na tle wszystkich wydarzeń i chociaż dzieje się naprawdę wiele: w ich kierunku wciąż podąża uwaga czytelnika, który sam już nie wie czy rosnące napięcie jest wynikiem pożądania czy zwiastunem tego, że ta dwójka w końcu się pozabija.

"Magia uderza" to najlepsza część serii. Mam jednak nadzieję, że to nie jest ostateczny etap talentu autorki i w kolejnym tomie spotęguje to co spotęgowane teraz. Dużo śmiechu, westchnień niepewności i wstrzymywanego oddechu przez krążące dookoła tajemnice do gwarancja dobrej zabawy na zaledwie kilka godzin, bo powieść czyta się błyskawicznie. Polecam nie tylko fanom fantasy, ponieważ tak dobrze skrojoną fabułę, sympatycznych bohaterów i krwawe rozgrywki powinien poznać każdy.

"Royce Rolls" Margaret Stohl

"Royce Rolls" Margaret Stohl, Tyt. oryg. Royce Rolls, Wyd. YA!, Str. 382

"Wolność. I co w tym takiego złego?"

Blichtr, elegancja, piękno. Życie w takim miejscu może być darem. Lub przekleństwem. Wszystko zależy od perspektywy z jakiej patrzy się na dane wydarzenia. Bohaterowie najnowszej powieści Margaret Stohl przekonali się na własnej skórze jak to jest stać w błysku fleszy.

Margaret Stohl to autorka, która już dawno zjednała sobie sympatię czytelników swoją serią utrzymaną w klimacie paranormal romanse. Jej najnowsza powieść jest utrzymana w zupełnie innym stylu i to dlatego dałam się namówić na lekturę - wcześniej nie zaprzyjaźniłam się szczególnie ze stylem autorki. Ale tym razem nie było tak źle, ba! Nawet całkiem dobrze bawiłam się podczas lektury, chociaż jeśli o samą fabułę chodzi mam mieszane uczucia.

Fabuła oparta na perypetiach głównych bohaterów to nic innego jak sfabularyzowane reality show, w którym rodzina odgrywa role swojego życia. Życie rodziny Royce Rolls to sielanka. Mają wszystko - luksusowe wille, ogromną fortunę, świetne nazwisko. Ale mają również problemy o których głośno się nie mówi. Na wizji stanowią wzór do naśladowania, ale ostatnio co raz rzadziej ktoś chce ich oglądać. Wciąż pikująca w dół skala oglądalności pogrąża matkę - Mercedes, która jest uzależniona od show, ale szesnastoletnia Bentley i jej rodzeństwo: Porshe i Maybach cieszą się, że wreszcie odzyskają swobodę i uwolnią się od wszechobecnych kamer. Czy zakończenie życia na wizji może mieć wyłącznie same korzyści?

Autorka podjęła się trudnego tematu, bo chyba wszyscy znamy świat Kardashainów i wiemy na jakiej zasadzie się to odgrywało. Jednych gorszył taki wybór, innych zachwycał - ja sama całkowicie się od tego odcięłam. Ale rodzina z książki Margaret Stohl mnie zaciekawiła i chętnie śledziłam rozwój wydarzeń - byłam ciekawa jak to wszystko się rozwinie i chętnie przerzucałam stronę za stroną śledząc kolejne skandale. Było tego naprawdę sporo i chociaż akcja nie gnała na złamanie karku to bohaterowie często pakowali się w kłopoty. Jednak o ile postacie okazały się ciekawe a ich życie jeszcze bardziej przyciągające, sam styl autorki nie trzymał mnie przy książce. Zbyt płaskie zdanie, naciągane wypowiedzi i stylizacja tekstu "na luzaka" bardziej pasowałaby w powieści o nastolatkach niż książce z takim potencjałem. Niestety nie do końca wykorzystanym. Muszę jednak oddać autorce, że starała się by wszystko utrzymane było w stylu niemal satyrycznym i to wypadło całkiem nieźle - o ile zapomnimy o ekskluzywnych imionach bohaterów co było już przesadą.

"Royce Rolls" to powieść łagodna i zdystansowana, chociaż niestety nie pozbawiona wad. Czyta się ją błyskawicznie i miło spojrzeć czasami na rodzinę, która doskonała jest tylko z nazwy. Podejmuje też temat na czasie w humorystycznym stylu co przemawia na jej korzyść. Żałuję jedynie, że wciąż styl autorki trzymał mnie na dystans. Szkoda, bo gdyby nie to, powieść wypadłaby znaczne lepiej - samą fabułę jednak polecam i jestem ciekawa Waszych opinii.

sobota, 24 lutego 2018

"Z otchłani" Martyna Senator

"Z otchłani" Martyna Senator, Wyd. Czwarta Strona, Str. 330

"- Jesteś niesamowity! [...]
- Wszystkie kobiety mi to mówią."

Po uroczej historii "Z popiołów" pozwoliłam sobie na kolejną dawkę słodko-gorzej powieści o miłości prezentowanej przez nową autorkę polskiego New Adult - Martynę Senator. Chociaż wcześniej czytałam inne jej książki myślę, że ta seria jest najlepszą w jej dotychczasowym dorobku.

"Z otchłani" to drugi tom cyklu o losach pokiereszowanych młodych dorosłych, którego poszczególne części możecie czytać bez zachowania chronologii. Chociaż łączą je ze sobą poszczególni bohaterowie, każda książka stanowi odrębną całość opowiadającą perypetię nowej party. Wcześniej poznałam losy Sary i Michała, a teraz na pierwszym planie pojawili się Kaśka i Adam. Ich historia jest inna i wydaje mi się, że bardziej na czasie, ale porównywalna ze swoją poprzedniczką, czyli przyjemna dla oka i serca czytelnika o romantycznej duszy.

Po raz kolejny autorka przedstawiła mi wiarygodnych bohaterów z życiowymi problemami. Nie naginała ich bohaterów pod otoczkę doskonałości, może jedynie zasłaniała czasami poszczególne postacie grą pozorów, która była niezbędna do tego, by na moment ukryć trudne wydarzenia z przeszłości. Jednocześnie porównując demony drzemiące w pamięci bohaterów przyznaję, że bardziej dramatyczne wydawały się te z pierwszej części ("Z popiołów"), natomiast obecne problemy w moim odczuciu wypadły jako bardziej przyziemne, możliwe i - nie inaczej - łatwiejsze w odbiorze. Kaśka mierząc się z rozpaczą po stracie ukochanego, który bezceremonialnie oznajmił jej o wcześniejszej zdradzie boi się kolejnych niepewnych kroków w miłości. Kto nie miałby problemów z zaufaniem drugiej osobie? 

Po drugiej stronie stanął Szymon, chłopak który niewiele o sobie ujawnia, ale nie jego charakter skupia na sobie uwagę czytelnika w pierwszej kolejności. Ważniejszy jest sposób poznania się bohaterów. Co raz częściej mówi się o związkach, które pierwsze kroki stawiały w Internecie i autorka pochwyciła ten motyw by na jego podstawie stworzyć fabułę na czasie. Bohaterowie poznają się bowiem na Tinderze, aplikacji w telefonie, która łączy ze sobą pary. I chociaż nie są przekonani, czy warto ryzykować czemuś tak ulotnemu: próbują. Jak na tym wyjdą musicie przekonać się sami, ale potwierdzę, że warto zagłębić się w temat, bo płynie z niego cecha współczesnych czasów. 

Prosto i wiarygodnie - autorka po raz kolejny skutecznie odnalazła drogę do czytelników pisząc powieść w słodko-gorzkim przesłaniu. "Z otchłani" ujawnia mroki współczesnego świata jednocześnie demaskując prawdę o miłości, w której tylko jedna ze stron jest w pełni zaangażowana. Przyjemnie poznać bohaterów takich samych jak my - z problemami i błędami, których naprawa warunkuje dalsze szczęście. Po raz kolejny Martyna Senator mnie nie zawiodła a jej lekka powieść zapadła mi w pamięć na tyle, że być może jeszcze kiedyś do niej wrócę.

piątek, 23 lutego 2018

"Zwyrodniali" Scott Cawthon, Kira Breed-Wrisley

"Zwyrodniali" Scott Cawthon, Kira Breed-Wrisley, Tyt. oryg. Five Nights at Freddy's. The Twisted Ones, Wyd, Feeria, Str. 278

"Przykro mi, że musisz być w to zamieszana."

Lubicie powieści z dreszczykiem? A może gracie w gry, w których horror to dla Was najlepszy gatunek? Gdyby tak zatem wrzucić to wszystko do jednego młodzieżowego worka i napisać powieść o losach młodych bohaterów, którym przyjdzie się zmierzyć ze złem?
Właściwie, to już się stało, ponieważ "Zwyrodniali" to kontynuacja wydarzeń z książki "Srebrne oczy", powieści inspirowanej grą komputerową. Jeśli mam być szczera to nie mam pojęcia dlaczego zdecydowałam się na lekturę, ponieważ gracz komputerowy ze mnie marny. Za to ciągnie mnie do grozy wszelakiej, więc myślę, że to było bodźcem dla mojej podświadomości.

Co myślę o tej powieści? Z jednej strony uważam ją za całkiem udaną, z drugiej mam pewien niedosyt. Wiem, że to powieść kierowana do młodzieży i wszystko rozumiem, ale gdyby zwiększyć ton grozy o kilka stopni - byłoby idealnie. Jednak pomijając ten fakt książkę czyta się zaskakująco dobrze. Autorzy postawili na lekkość w stylu i obrazowość w rozgrywanych wydarzeniach, dzięki czemu akcja jest dynamiczna i wciągająca. To charakterystyczna powieść młodzieżowa, w której dla postronnego obserwatora niemal niedostrzegalne jest nawiązanie do gry a za to jak na dłoni widoczny jest przyjemny klimat tajemnicy i mroczny wydarzeń, będący machiną napędową dla całej fabuły.

Seria łączy ze sobą ściśle wszystkie tomy, więc czytanie bez zachowania chronologii na niewiele Wam się przyda. Nie ma w tym jednak nic złego, ponieważ rozgrywane wydarzenia są na tyle ciekawe i wciągające, że niemal odruchowo sięgamy po kolejne tomy. Także w tym przypadku było inaczej - bardzo przyjemnie czytało mi się o losach bohaterów aż do niespodziewanego finału, który niemal wymusił na mnie natychmiastowe sięgnięcie po kolejną część. A nie jest o takie łatwe, ponieważ jest ona przecież dopiero w planach. Jednak skupiając się na obecnych wydarzeniach mamy przeskok w czasie - od incydentu w pierwszym tomie minął rok a Charlie, główna bohaterka, próbuje odnaleźć się w nowej szkole i czerpać garściami otaczającą ją normalność. Niestety nie jest łatwo zapomnieć o tym co się wydarzyło a wciąż powracające koszmary nie chcą odejść w niepamięć. Charlie powtarza sobie, że to już przeszłość do czasu, gdy przed szkołą zaczynają się pojawiać ciała, na których widnieją tak dobrze znane jej ślady a przeszłość powraca ze zdwojoną siłą.

Jestem usatysfakcjonowana kontynuacją powyższego duetu autorów. To spokojna, nieskomplikowana lektura od której nie możecie dużo wymagać a na pewno się nie rozczarujecie. Dobrze się czyta, chętnie angażuje się w aktualne wydarzenia i trzyma się kciuki za Charlie, która mimo strachu po raz kolejny stawia czoła przerażającym tworom jej ojca. "Zwyrodniali" chociaż nie jest powieścią z górnej półki ma w sobie pewien urok - nie ma strachu takiego jak wyobrazili sobie autorzy, ale jest za to klimat który buduje i zachęca do kontynuowania lektury. Ja nie żałuję swojego wyboru a Wy, dacie jej szansę?

"Na skraju załamania" B.A. Paris

"Na skraju załamania" B.A. Paris, Tyt. oryg. The Breakdown, Wyd. Albatros, Str. 352

"- Mówisz serio? [...]
- Oczywiście. Nie opowiadałbym takich bajek."

Pierwsza powieść autorki "Za zamkniętymi drzwiami" nie bez powodu zdobyła uznanie fanów mocnych i nieprzewidywalnych wydarzeń. To dobrze napisana, trzymająca w napięciu lektura od której nie sposób się oderwać. Jednak nie jest łatwo powtórzyć sukces pierwszej książki, chociaż autorka widoczne się starała. Po raz drugi napisała powieść, która miała zyskać podobny, o ile nie większy sukces. Czy tym razem się jej udało?

Fabuła to zbiór niepewności, tajemnicy i dramaturgii wiszącej w powietrzu. Już od pierwszych stron czytelnik żyje przekonaniem, że za moment coś się wydarzy i to na pewno nie będzie nic dobrego. Z tym przyjemnym dreszczykiem emocji nie rozstajemy się nawet do najlepszej części historii - finału, który budzi niedowierzanie i szczery uśmiech u każdego, kto liczył na tak wybuchowe zakończenie. Jednak nie porównywałabym tej powieści do "Za zamkniętymi drzwiami" zbyt rygorystycznie - to zupełnie inna historia pisana tym samym dobrym i pomysłowym stylem.

Thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Uwielbiam gdy powieść miesza mi w głowie, zaburza postrzeganie wydarzeń i budzi szok w najmniej spodziewanych momentach. B.A. Paris wszystko to zawarła w swojej powieści tworząc bohaterkę, która łatwo może odzwierciedlać nas samych - popełnia błąd i cierpi z tego powodu do samego finału. Cass Anderson nie zatrzymała się, by sprawdzić, czy siedząca w zaparkowanym na leśnej drodze samochodzie kobieta nie potrzebuje pomocy. Kiedy dowiaduje się, że kobieta nie żyje zaczyna tracić zmysły. Widzi rzeczy, których nie ma, rozum płata jej figle a podświadomość miesza fakty z wyobrażeniami. W dodatku Cass nieustannie czuje się obserwowana i nakręca machinę niepewności w tak intensywny sposób, że sam czytelnik zaczyna tracić poczucie wydarzeń i sam już nie wie, które z faktów są wymysłem podświadomości bohaterki a co dzieje się naprawdę.

Bawiłam się doskonale podczas lektury i do samego końca nie byłam pewna jaki finał zaserwuje mi autorka. Polubiłam pierwszoosobową narrację ze strony Cass i stałam po jej stronie, trzymając kciuku za to, by w końcu pojawiło się jakieś konkretne wyjaśnienie wydarzeń. A muszę przyznać, że autorka ma talent do kreowania zawiłych i pokręconych fabuł, w których na pierwszy rzut oka nic się ze sobą nie klei, a jednak w finale: wszystko wydaje się takie oczywiste. Tym razem autorka postawiła na wewnętrzne rozterki bohaterów, idealnie oddała poczucie zachwiania w momencie, gdy nie możemy wierzyć nawet samemu sobie.

"Na skraju załamania" to powieść, która idealnie utożsamia się z tytułem - każdy kto odważy się sięgnąć po nową powieść autorki na moment straci głowę, podobnie jak główna bohaterka. Musicie się jednak przygotować na trochę inną historie niż te znane nam do tej pory - w tej książce dużo się mówi (fani dialogów, ukłon w Waszą stronę), mało się robi, ale za to intensywnie się myśli. Przez to tworzy się charakterystyczny klimat napięcia, poczucia że za moment wydarzy się coś złego. I jeśli mam być szczera "Za zamkniętymi drzwiami" podobało mi się bardziej, choć niewątpliwie i ta powieść ma w sobie tyle samo uroku. Co będzie dalej i czy kolejne książki autorki będą równie udane? Mam taką nadzieję! Tymczasem polecam Wam powieść, która zapewnia kilka godzin naprawdę dobrej historii od której nie odejdziecie aż do ostatniej strony.

czwartek, 22 lutego 2018

"Niemożliwa forteca" Jason Rekulak

"Niemożliwa forteca" Jason Rekulak, Tyt. oryg. The Impossible Fortess, Wyd. Zysk i S-ka, Str. 308

"- Operacja Vanna, część druga. [...] Mam lepszy pomysł i ten się sprawdzi."

Czytając opis na okładce byłam pewna, że tym razem to nie jest książka dla mnie. Z reguły nie odnajduję się we wszelkiego rodzaju informatycznych fabułach i omijam je szerokim łukiem. Ale jedno hasło, zawarte w ostatnim zdaniu przykuło moją uwagę i wpłynęło na zmianę decyzji. Otrzymałam obietnicę barwnego obrazu lat osiemdziesiątych i postanowiłam sprawdzić czy jeden z moich ulubionych okresów w literaturze i tym razem mnie zachwyci.

Fabula faktycznie odbiega od tych znanych czytelnikom propozycji młodzieżowych. Jedynym połączeniem ze schematycznymi historiami są nastoletni bohaterowie, ale tylko wiek jest tutaj ogniwem łączącym, bowiem same ich charaktery bardziej przypominają postrzeganie świata w sposób zbliżony do lat osiemdziesiątych. Na to liczyłam najbardziej, dzięki temu nie czuję się rozczarowana, chociaż jeśli mam być szczera: cała historia jest mocno pokręcona i potrzeba chwili by odnaleźć się w fabule.

Fabuła rozpoczyna się w 1987r. - czasach przypadających na młodość głównego bohatera i narratora jednocześnie: Billy'ego Marvina. Chłopak dostrzegał wokół siebie lawinę przeróżnych problemów i skandali, które w przyszłości miały zaowocować zmianą w wielu życiowych kwestiach, jednak nie one były wyznacznikiem jego pasji. To świat komputerów, kiełkująca dopiero technologia i czasopisma z tym związane przyciągały Billy'ego niczym magnes. Młody, ponieważ zaledwie czternastoletni chłopak życie w przekonaniu, że tylko to jest sensem jego życia: szkoła nigdy nie była jego mocną stroną, dlatego programowanie gier wideo, które tak doskonale mu wychodziło okazało się niemal zbawieniem Wraz z przyjaciółmi spędza czas na tym co najlepsze dla nastoletniego wieku, dlatego czytelnika nie bardzo dziwi dążenie młodzieży do zdobycia najnowszego wydania gazetki dla dorosłych, w której można podziwiać zdjęcia Vanny White - gwiazdy telewizji. 

To przemawia zatem na korzyść zapowiedzi o realnych wydarzeniach z pogranicza lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Kiełkujący postęp technologii w połączeniu z normalnymi zabawami młodzieży ówczesnych czasów wyniosło fabułę poniekąd na strefę absurdu. Bohaterowie tak mocno nastawili się na zdobycie nieuchwytnej i zabronionej gazety, że przestali zwracać uwagę na przygody i doświadczenia jakie otoczyły ich podczas tej niezwykle ważnej misji. Autor w ciekawy sposób ujął zwykłą prostotę życia, w której Internet nie jest wyznacznikiem dnia i nostalgicznie wrócił wraz z czytelnikiem do czasów, kiedy to świat był kuszący i wciągający. Na korzyść Jasona Rekulak przemawia styl - obrazowy i wiarygodny, który idealnie oddaje wszelkie jego zamierzenia. Jednak nie podobała mi się nieustanna próba przypomnienia czytelnikowi w którym roku się znajdujemy i zarzucania go wszechobecnymi popkulturowymi odwołaniami - do filmów, muzyki, gier czy wierzeń. Zbyt dużo tego miejscami było, przez co niektóre momenty wydawały się niemal natarczywe.

Jeśli miałabym zakwalifikować "Niemożliwą fortecę" do jednego gatunku, wrzuciłabym ją do worka powieści nostalgicznych. Nie życie młodzieży wiedzie tutaj prym a właśnie świadomość życia sprzed doby Internetu. Spodobała mi się taka wizja i chociaż książka nie zawsze była dla mnie idealna - przeczytałam ją od początku do końca z tęsknotą kierowaną w stronę bohaterów i ich życia. To ciekawa propozycja pełna ukrytych znaczeń - walki o własne marzenia, wzruszeń ukrytych pod pozorami szczęścia, odnajdywania przyjaźni i budowania sojuszy. Powieść, przez fakt że jest literaturą trochę bardziej ambitniejszą niż zwykła historia młodzieżowa może nie przypaść do gustu każdemu, ale byłoby szkoda, gdybyście przeszli obok niej obojętnie.

"Z popiołów" Martyna Senator

"Z popiołów" Martyna Senator, Wyd. Czwarta Strona, Str. 336

"Czasami diabeł przybiera postać anioła tylko po to, żeby zwabić człowieka w sam środek piekła."

Powieści z gatunku New Adult szturmem wdarły się do serc wielu czytelników, zdobywając uznanie i przekonując, że w przyszłości podobne historie będą tylko lepsze. Patrząc na skalę światową nie wątpię w te obietnice, jednak interesują mnie również te książki, które wyszły spod pióra naszych rodzimych autorów. Do tej pory niewiele było polskich książek z tego gatunku, ale od niedawna pojawiają się propozycje co raz ciekawsze i wartościowsze. Bez wątpienia jedną z nich jest nowa propozycja od Martyny Senator.

Mrok i pustka to wyznaczniki pierwszych stron powieści. Sara, główna bohaterka otoczyła się poczuciem klęski i pielęgnowała je przez tak długi czas, że nic nie było wstanie przebić jej pancerza. Do czasu pojawienia się Michała, chłopaka zdeterminowanego i pewnego siebie, który - niestety - nie był zwiastunem niczego dobrego. Miał jedynie zaszkodzić dziewczynie i sprawić, że na nowo powrócą wszystkie te uczucia, o których tak bardzo chciała zapomnieć. Czy słusznie? Tego nie wiem, bo kłębiące się w głowie bohaterki sprzeczne sygnały skutecznie uniemożliwiały mi zrozumienie sytuacji już na starcie, ale wraz z biegiem fabuły co raz bardziej zdawałam sobie sprawę, że autorka idealnie oddała postać głównej bohaterki i nadała jej wiarygodności. Dzięki temu polubiłam dziewczynę niemal od pierwszej strony i z wielką ciekawością śledziłam rozwój wypadków.

Trochę inaczej było z Michałem. Nie od razu go polubiłam, chociaż właściwie nie miałam powodów. Idealny w każdym calu wydawał się zbyt... bajkowy? Jakby wysłany przez los na to by uporać się ze złą czarownicą i odbić z jej rąk uwięzioną księżniczkę. Ta otoczka idealizmu nie pozwoliła mi do końca dać wiary w rozgrywane wydarzenia, bo z jednej strony miałam pokiereszowaną przez los zagubioną dziewczynę, a z drugiej chłopca bez wad. Na całe szczęście jak się okazało grę pozorów Michał opanował do perfekcji. Autorka podążając tropem New Adult nadała swoim bohaterom charakterystyczną cechę tego gatunku - przeszłość, która nie pozwalała o sobie zapomnieć i przypominała, że problemy leżą zagrzebane głęboko w nas samych.

Jeśli mam być szczera nie odnalazłam w tej historii nic nowego. To prosta, typowa powieść o miłości dwójki osób przekonanych, że nie należy im się szczęście. Nawet powiedziałabym, że mimo całego wszechobecnego mroku - słodka jak cukierek. Ale pierwszy raz nie uważam, żeby był to minus dla książki a wielki pozytyw idealnie pasujący do rozgrywanych wydarzeń. Czasami i takie książki są nam potrzebne a w połączeniu z wiarygodnymi bohaterami, obrazowymi wydarzeniami i wszechobecnymi uczuciami nie sposób nie polubić tej historii. To ciepła, lekka i życiowa powieść o bólu i zatraceniu własnych wartości, poszukiwaniu siebie w obliczu drugiej osoby i dążenie do szczęścia, mimo przeciwności, za wszelką cenę. 

"Z popiołów" to urokliwa historia dwóch zranionych dusz, pełna ciepłych słów i sentencji, o których warto pamiętać. Autorka opisała historię dwójki bohaterów, którzy niczym feniks z popiołu odradzają się zapominając o dramatach przeszłości, zabliźniając rany i przeganiając mrok. W obliczu prostych wydarzeń przedstawiła losy przyjaźni i miłości, pisząc książkę która trafi do serca każdego czytelnika o romantycznej duszy. Polecam!

środa, 21 lutego 2018

"Trup na plaży i inne sekrety rodzinne" Aneta Jadowska

"Trup na plaży i inne sekrety rodzinne" Aneta Jadowska, Wyd. SQN, Str. 304

"Uprasza się przyszłe trupy, by za życia rezerwowały noclegi w innych pensjonatach. Wielka Niedźwiedzica nie potrzebuje takiej reklamy."

Nadmorski klimat to nic innego jak zapowiedź udanych wakacji. Jednak czy zawsze? Jak się okazuje w rękach Anety Jadowskiej nic nie jest takie jak być powinno! Przyjemne wakacje zmieniają się w śledztwo, tropienie zagadek i rozpoznawanie tożsamości nowo poznanego... trupa na plaży.

Kto czytał choć jedną książkę autorki ten wie, że wyobraźni jej nie brakuje. Z przekąsem i właściwym sobie dystansem kreuje bohaterów zakręconych i wielowymiarowych, jednocześnie zbliżając ich charakterem do zwykłych ludzi. Dokładnie w takim samym stylu utrzymana została kreacja Magdy, głównej bohaterki, która niespodziewanie wplątała się w sprawę spędzającą jej sen z powiek. Rodzinne wakacje zmieniły się dla niej nie do poznania, w końcu coś zaczęło się dziać i dziewczyna porzuciła monotonne życie na rzecz pościgu za tajemnicą, której nie udało się rozwiązać samej policji. A wychodzi jej to doskonale, bo nie boi się zaglądać w ciemne kąty i stosując wszystkie możliwe metody zaczyna zdobywać co raz to nowsze informacje. Przekazuje je regularnie wujowi, który jest funkcjonariuszem policji i stosunkowo trzyma rękę na pulsie.

Fabuła jest połączeniem komedii pomyłek z kryminalną zagadką w dość humorystycznie utrzymanym stylu. Pozytywnie zakręcona bohaterka przeciąga na swoją stronę czytelnika i miejscami wywołuje u niego uśmiech zważywszy na fakt, że nie zawsze wychodzi jej to co zamierzyła. Powieści dodaje uroku wszechobecna tajemnica, która z rozdziału na rozdział zaczyna ujawniać pewne szczegóły i potęguje jedynie w głowie czytelnika sporo pytań. Bo jak się okazuje, Magda niedługo stanie w obliczu rodzinnego sekretu, który wyjdzie na jaw przez zupełnie niewinne śledztwo.

Odnoszę jednak wrażenie, że to zupełnie inna propozycja książki niż te wcześniejsze, które wyszły spod pióra autorki. Absolutnie nie umniejsza to jej talentowi, tylko pokazuje wszechstronność Anety Jadowskiej. Tworząc ciekawe osobowości skupiła uwagę czytelnika na pomysłowej akcji, podążaniu po nitce do kłębka za tajemnicą trupa na plaży i śledzeniu perypetii głównej bohaterki. To wszystko utrzymane zostało w charakterystycznym lekkim stylu ze swobodnymi dialogami i nie męczącymi opisami, ale wśród całego tego zgiełku dostrzegłam coś jeszcze. Autorka pozwoliła sobie wpleść do fabuły jeden mocniejszy aspekt warty poznania - przemoc domową, która wciąż pozostaje po części tematem tabu. Lubię, gdy tak niepozorne powieści zaskakują mnie w miły sposób nawiązaniem do czegoś ważnego a wciąż pozostają jedynie tłem. Nie przytłacza to zatem a jedynie podnosi rangę.

"Trup na plaży i inne sekrety rodzinne" na pewno miło zaskoczy wszystkich, niezależnie od tego czy znacie powieści autorki, czy dopiero rozpoczynacie z nią swoją przygodę. To idealna propozycja książki na lato, która w aktualnym mroźnym dla nas czasie przyniesie wspomnienia wakacji. Bawi, intryguje i wciąga na całego - z przebojową bohaterką, której nie sposób nie polubić. Polecam.

 http://dadada.pl/trup-na-plazy-i-inne-sekrety-rodzinne-aneta-jadowska,p491523

"Zieleń szmaragdu" Kerstin Gier

"Zieleń szmaragdu" Kerstin Gier, Tyt. oryg. Smaragdgrün, Wyd. Media Rodzina, Str. 456

"Zostańmy przyjaciółmi - ten tekst to już doprawdy był szczyt. Na pewno za każdym razem gdy ktoś wypowiada te słowa, gdzieś na świecie umiera jedna nimfa."

Długo przyszło mi czekać na finał serii od Kerstin Gier a im bliżej było do premiery, tym bardziej byłam ciekawa jak potoczy się ostateczna rozgrywka. Autorka zaserwowała nam emocjonalny rollercoaster w dość prostej słodko-gorzkiej romantycznej odsłonie, ale za to jakiej uroczej! 

"Zieleń szmaragdu" to finał serii dla młodzieży, w której spotyka się ze sobą wiele motywów. Głównym i prowadzącym nas przesz całą serię jest przede wszystkim ten ze skokami w czasie, od którego wszystko się zaczęło. Jednak w tle, pojawiło się kilka mniej lub bardziej intensywnych - zawsze ważnych - które połączone ze sobą zaowocowały w kompletną całością. Tak oto otrzymałam powieść o miłości, która ma różne oblicza, o sile przyjaźni i marzeniach oraz o tym, czym tak naprawdę powinniśmy kierować się w życiu. 

Nie mogę napisać o samej fabule zbyt wiele, by nie odebrać Wam radości z poznania wszystkich ostatecznych rozgrywek bohaterów. A dzieje się sporo, zważywszy na fakt, że nadszedł czas rozwiązania i zamknięcia wszystkich rozpoczętych wątków. Gwendolyn i Gideon, bohaterowie obdarzeni genem podróży w czasie, po raz kolejny zostają rzuceni w wir przygody, przez co nie ma czasu na rozpaczanie. Złamane serce może któregoś dnia w końcu się zrośnie, ale co się stanie gdy hrabia Saint Germain zostanie bez kontroli? Definitywny skok w przeszłość zaniesie dwójkę głównych bohaterów po raz ostatni w podróż magiczną i niezapomnianą, pełną uroczych sytuacji i niebezpiecznych zwrotów akcji, w których odkryją prawdę o własnych uczuciach i rozwiążą zagadkę nieśmiertelności.

Wizytówką Kerstin Gier jest humor. To on towarzyszył mi przez wszystkie trzy tomy i praktycznie nie odstępował mnie na krok, dzięki czemu mroczniejsze wydarzenia w fabule raz dwa przemieniały się w zabawne chwile. Autorka pisze lekko i przyjemnie a jej styl obrazowo oddaje postrzeganie świata przez nastoletnich bohaterów. Narratorką wszystkich trzech tomów jest Gwendolyn co jedynie potwierdza, że Gier zrobiła wszystko by czytelnikom łatwo było utożsamić się z głównymi postaciami. I naprawdę się jej to udało, ponieważ nie miało znaczenia, że to po części powieść fantastyczna, że są tu skoki w czasie czy niewiarygodne wydarzenia z przeszłości - liczyła się wiarygodność pierwszoplanowych postaci, a Gwendolyn idealnie odnalazła się w roli typowej nastolatki przepełnionej problemami i miłosnymi wyborami. Jednak nie sam humor zbudował tą historię, ponieważ spotkacie tu radość, smutek a czasami nawet i chwile wzruszenia - to paleta nieograniczonych emocji zaserwowanych przez autorkę w bardzo niepozornej serii, ale na pewno zapadającej w pamięć na długi czas.

Przykro mi, że nadszedł czas rozstania. To zawsze trudne dla mnie chwilę, kiedy żegnam się z ulubioną serią, ale chwile smutku zawsze rozjaśnia dobrze przemyślany finał. Tym razem autorka mnie nie zawiodła, podtrzymała poziom dwóch wcześniejszych części i zaserwowała rozwiązanie idealne dla każdego. "Zieleń szmaragdu" zaskakuję, bawi i intryguje - lepiej naprawdę być nie mogło! Oto finał na jaki czekaliśmy, który bez wątpienia pozostanie w pamięci fanów serii, bo autorka stawiając sobie wysoko poprzeczkę już w pierwszym tomie przeskoczyła ją z zapasem i pokazała, że wie jak zawrócić w głowie czytelnikom.

wtorek, 20 lutego 2018

"Oszustwa pamięci" dr Julia Shaw

"Oszustwa pamięci" dr Julia Shaw, Tyt. oryg. , Wyd. Amber, Str.

"Im więcej potencjalnych ścieżek prowadzących do zapamiętanej treści (im więcej powiązań skojarzeniowych), tym szybciej i z większą pewnością docieramy tam, gdzie mamy dotrzeć, kiedy próbujemy ją sobie przypomnieć."


Jeśli zastanawiacie się skąd taki wybór publikacji do czytania - podążacie w tym samym kierunku co ja, kiedy decydowałam się na lekturę. W zasadzie nie czytam podobnych książek i nie mam też wielkiego przyciągania do naukowych publikacji, ale jestem w wieku kiedy czas pomyśleć o swojej pamięci. I właściwie z biegu, niewiele się zastanawiając postanowiłam dać szansę lekturze jaka nigdy wcześniej nie zagościła na mojej półce. Czy słusznie?

Julia Shaw ma spore doświadczenie w tematyce własnej książki. Jako psycholog sądowy i - co ważne - światowy autorytet w dziedzinie badań nad pamięcią ma duże doświadczenie w dziedzinie badań nad pamięcią. Autorka nazywa siebie "hakerką pamięci" wychodzi do ludzi nie tylko z publikacją, ale i własną osobą wykładając kryminologię w London South Bank University. Należy do grona niewielu na świecie ekspertów prowadzących badania nad  komplikowanym zjawiskiem błędów pamięciowych związanych ze zdarzeniami osobistymi, o silnym ładunku emocjonalnym – tzw. "fałszywych wspomnień". To spory zasób wiedzy i doświadczeń, który mnie osobiście przekonał do wyboru lektury. Szczególnie, że poczytałam sobie trochę na temat autorki, znalazłam liczne jej prace i zapoznałam się z komentarzami osób postronnych, takich jak ja. To wszystko skusiło mnie do sięgnięcia po "Oszustwa pamięci".

Podobał mi się styl jakim została napisana książka. Każda kwestia wyjaśniała jasno i logicznie poszczególne fakty, przekładała na język prostych ludzi a nie naukowców czy filozofów fakty dotyczące najistotniejszej funkcji naszego umysłu. W dodatku rozdziały uporządkowane zostały w logiczną całość, autorka najpierw wyjaśnia kwestie związane z pamięcią, wyjaśnia jej funkcjonowanie i postrzeganie. Opisuje jak to jest z kwestiami pamięciowymi wydarzeń z dzieciństwa, przekładana funkcjonowanie mózgu na fizjologię, pokazuje jak powstają wspomnienia skąd one się biorą i co je kształtuje. Na samym końcu pojawia się największy plus - gry umysłu, rozdział najbardziej moim zdaniem wciągający i warty przeczytania, bo ten rozdział wyjaśnia najwięcej.

Nie będę ukrywać - to nie jest łatwa książka. Ale zaskakująco intrygująca i wciągająca. Ja, przeciwniczka książek popularnonaukowych i wszelkich wynurzeń na temat funkcjonowania organizmu przeczytałam powyższą publikację od deski do deski i nawet przez chwilę nie poczułam, że to zły wybór. Podeszłam do "Oszustów pamięci" z otwartym umysłem i niespodziewanie wyciągnęłam z tej publikacji wiele ważnych kwestii. Teraz trochę inaczej patrzę na postrzeganie pamięci i funkcjonowania mózgu a przede wszystkim - poszerzyłam zakres swojej wiedzy za co jestem autorce bardzo wdzięczna. Nie jest to książka dla każdego i pewnie wielu z Was powie, że nie czas na to by czytać podobne lektury. Ja dokładnie tak samo myślałam jeszcze do niedawna. Ale teraz sama już nie jestem pewna, czy nie warto byłoby powieści fabularne przepleść od czasu do czasu podobnymi książkami. Warto - dla nas samych.

"Keela" L.A. Casey

"Keela" L.A. Casey, Tyt. oryg. Keela a Slater Brothers novel, Wyd. Kobiece, Str. 176

"Mimochodem uśmiechnęłam się jak przystało na wiedźmę, którą byłam. Zamierzałyśmy ich zniszczyć."

Przy recenzji drugiego tomu serii o braciach Slater wspominałam Wam, że nie trzeba zachować chronologii czytania by móc poznawać losy bohaterów, jednak autorka w ramach uznania dla swoich czytelników napisała dopełnienia do każdego tomu. "Keela" to kontynuacja książki "Alec" po którą mogą sięgnąć ci czytelnicy, którzy czuli niedosyt przygód Keely i Aleca.

Lubię takie dodatki i nie ukrywam, że to również wpływa na pozytywne patrzenie przeze mnie na autorów. Wiem, że nie tylko wychodzą naprzeciw oczekiwaniom sowich czytelników, ale głębiej angażują się w powieści przez co książki wydają się bardziej wiarygodne. Pamiętajcie jednak, że jest to literatura z pogranicza kobiecości i erotyzmu, więc nie możemy oczekiwać po niej czegoś wyszukanego - ma bawić i cieszyć, a bez wątpienia książki od L.A. Casey odnajdą się w tej roli.

Króciutka kontynuacja losów dwójki nieznośnych bohaterów po raz kolejny udostępnia pierwszoosobową narrację Keely, która sprawdziła się w tej roli, w przypadku drugiego tomu. Dziewczynę bardzo łatwo polubić i zrozumieć, podobnie jak Aleca, który ma swoje humoru i wybuchowy temperament. Jednak pod wpływem głównej bohaterki zmienia się nie do poznania co widać szczególnie w powyższej lekturze. A warto zajrzeć trochę głębiej niż na samą powierzchowność fabuły, ponieważ autorka pokusiła się o lekkie nawiązanie do gatunku New Adult - wplątując w wydarzenia tragedię, która dotknęła główną bohaterkę. Dziewczyna marząc o spokoju i zapomnieniu przeszłości mierzy się z koszmarami, które nękają ją każdej nocy. I chociaż ma u boku narzeczonego, który kocha ją bez opamiętania nie może czuć się w pełni szczęśliwa.

Alec to dobry chłopa, chce dla swojej dziewczyny jak najlepiej, jednak nie zawsze wychodzi mu to co zaplanował. Jednak z jego niespodzianek zmienia się w porażkę a chaos wita fabułę z otwartymi ramionami. Przez niewielką objętość stron przewinęło się zaskakująco dużo wydarzeń czego - przyznaję - zupełnie się nie spodziewałam. Liczyłam na jedną dopełniającą historię a tak naprawdę autorka próbowała poprowadzić nowe wydarzenia. Moim zdaniem, trochę niepotrzebnie, bo zrobił się zbyt duży natłok bohaterów i wydarzeń, które spokojnie można było okroić do połowy. Nie mniej przemówiło to w pewnym sensie na korzyść akcji, która dynamicznie poruszała się do przodu.

"Keela" to lektura przede wszystkim dla tych, którzy czytali już "Aleca". Ponownie przywitali mnie ci sami bohaterowie i ich wybuchowe charaktery, które pozytywnie zaskoczyły mnie w drugim tomie serii o braciach Slater. Słodko-gorzki wypełniacz wydarzeń po finale, który trochę nie wyszedł autorce w stosunku liczby stron do rozgrywanych wydarzeń. Nie mniej myślę, że fani nie poczują się rozczarowani, bo o to chodziło, prawda? By bohaterowie wrócili z przytupem a to na pewno się im udało.

poniedziałek, 19 lutego 2018

"Dracula" Bram Stoker

"Dracula" Bram Stoker, Tyt. oryg. Dracula, Wyd. Vesper, Str. 428

"Człowiek niekiedy więcej może się nauczyć od wariata, niż od mędrców."

Nie tak dawno pisałam jak wiele dobrego działają na rynku literackim wznowienia powieści. Tym razem na tapetę wzięto klasycznego "Draculę", któremu poświęcono twardą oprawę a czytelnicy otrzymali szansę ponownego poznania wampira z krwi i kości, który nijak ma się do tych współczesnych, chodzących po szkolnych korytarzach i polujących na serca nastolatek. Klasyka grozy ma to do siebie, że nie zawsze straszy, ale niemal zawsze intryguje. Bram Stoker doskonale poradził sobie z formą swojej historii, nakreślając powieść pełną mrocznych wydarzeń, tajemniczych scen i kilku niedomówień. Ładnym językiem, w którym pojawiło się  kilka wartych uwagi sentencji, nakreślił powieść o grozie i strachu, w której główną rolę otrzymał arystokratyczny wampir.

Powieść napisana w formie dziennika, listów i artykułów idealnie oddaje klimat wszystkich wydarzeń. Wszystko rozpoczyna się w XIX wieku, kiedy młody prawnik Jonathan Harker przybywa do Transylwanii na zaproszenie hrabiego Draculi. Wszystko dookoła niemal krzyczy, że to niebezpieczne spotkanie, którego trzeba szybko zaniechać, ale Jonathan się nie waha. I chociaż się tego nie spodziewa, ta decyzja zaważy na całym jego dalszym życiu, kiedy odkrywa prawdę o Draculi i jego morderczych skłonnościach.

Historia nie jest napisana z przekorą wobec ludzkiej wytrzymałości, nie ma w niej rozlewu krwi ani brutalnych wydarzeń. To groza sytuacji negocjuje uznanie dla autora i kreacja bohaterów tak rzeczywistych, że niemal namacalnych. "Dracula" jak na klasykę przystało chwyta w swoje objęcia i hipnotyzuje do ostatniej strony. Bałam się, że zbyt duże oczekiwania szybko sprowadzą mnie na ziemię i pozostanę z pustymi nadziejami na dobrą lekturę oraz masą stron owianych nudą i bzdurą. Niepotrzebnie, bo chociaż mam pewien sentyment do młodzieżowych wampirów - do Draculi w żaden sposób się nie umywają. Tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy, wiarygodny bohater, którego postać pozostaje w głowie czytelnika na długi czas, skłania do myślenia i motywuje, by w niedalekiej przyszłości po raz kolejny dać się namówić na powrót do lektury.

Bram Stoker spisał się na medal. Napisał ponadczasową powieść o strachu i tajemnicy, owiał ją fantastycznym klimatem i zaczarował słowem nie nużącym a wartościowym i zdecydowanie wartym uwagi. Nowe wydanie jest o tyle ciekawsze, że idealnie oddaje wartość powieści - niewiele książek zasługuje na twardą oprawę tak jak "Dracula". Moim zdaniem to najciekawsza propozycja powieści grozy niezmienna od lat.

"Fallen Crest. Akademia" Tijan

"Fallen Crest. Akademia" Tijan, Tyt. oryg. Fallen Crest High, Wyd. Kobiece, Str. 478

"Teraz rozumiałam, czemu tak wielu ludzi chce być blisko Kade'ów. Kiedy Mason na mnie patrzył, czułam, jak deszcze przechodzą mi po plecach, a moje i jego oczy toczą ze sobą jakąś dziwną walkę."

Kiedy życie postanawia dać nam nauczkę, zaczyna od najgorszego. Przynajmniej tak sądzi główna bohaterka powieści Tijan, która trafia w sam środek rodzinnego piekła i nie ma pojęcia jak wyjść z tego bez żadnych uszkodzeń.

Samantha zderzyła się z poczuciem rzeczywistości, kiedy musiała przeprowadzić się do domu kochanka matki. Wpływowy biznesmen nie jest jedynym złem, ponieważ jego posiadłość stanowi również azyl dla synów nowego partnera matki. Jakby tego było mało bracia Kade są chlubą miasta, szczególnie tej młodszej i kobiecej strony. Wpływowi, popularni i bogaci reprezentują sobą wszystko to, czego Samantha aktualnie nienawidzi. Rozpoczyna się zatem dla dziewczyny prawdziwa lekcja życia w domu mężczyzn, na których nie jest w stanie patrzeć.

Główna bohaterka to typ dziewczyny, która nie pozwoli zajść sobie za skórę i kiedy potrzeba - wykorzystuje cięty język jako sposób na obronę. To zdecydowanie przemawia na jej korzyść, bo autorka postawiła na charakter niegrzecznej, choć wstrzymującej się dziewczyny. Z dużą ciekawością śledziłam rozwój wypadków zastanawiając się kiedy Samantha ostatecznie wybuchnie. A wiele razy jej cierpliwość była wystawiana na próbę, bo chociaż unikała braci jak ognia - oni jak na złość byli wszędzie. Jedynym lekiem na wszelkie zło był dla dziewczyny bieg przed siebie co nadał jej ram wiarygodnej postaci: uciekając od otaczających ją problemów i nieszczęść po prostu biegła by zagłuszyć wszelkie myśli. Muszę jednak przyznać, że bracia Kade również wypadli ciekawie jeśli chodzi o kreację. Okazali się charakternymi chłopakami, którzy w relacji z nowym członkiem rodziny nie obawiali się ujawniać najgorszych instynktów. I choć bardzo się starali by wypaść na tych złych, niegrzecznych chłopców łamiących niewieście serca polubiłam ich za chart ducha, którego nie można im odebrać.

Autorka postawiła na typowy wątek romantyczny, w którym nowa dziewczyna najpierw mierzy się z przeciwnościami uderzającymi w nią ze wszystkich stron a następnie porzuca wszystko na rzecz konfrontacji z chłopakiem, który wcale nie jest dla niej miły. Tutaj Samantha stanęła oko w oko z większym problemem, ponieważ braci było dwóch - równie zadziornych i skorych do działania. Jednak nienawiść od miłości oddziela bardzo cienka granica, która w przypadku dalszych wydarzeń jakby się zaciera. Bohaterowie zostają wystawieni na próbę i muszą zmierzyć się z nowym, zaskakującym uczuciem, które spada na nich nieoczekiwanie. Dla czytelnika to jednak sposób na odreagowanie, bo pośród wszystkich wcześniejszych potyczek czekał w końcu na zawiązanie się nici porozumienia między bohaterami i stworzenia nadziei na związek. Bo w końcu najlepsze pary rodzą się z burzy emocji, słownych przepychanek i niegrzecznych decyzji. Prawda?

Lubię książki Tijan, bo jest w nich życie. To typowa literatura kobieca z pogranicza New Adult, dotykająca problemów młodych bohaterów, ale śmiało nadaje się jako lektura dla każdego pełnoletniego czytelnika. Dużo emocji i jeszcze więcej problemów - jak się okazuje to znak rozpoznawczy autorki, która robi wszystko by zaciekawić czytelnika i zaangażować go w życie swoich bohaterów. Czyta się lekko, szybko i przyjemnie - polecam.

niedziela, 18 lutego 2018

"Alec" L.A. Casey

"Alec" L.A. Casey, Tyt. oryg. Alec a Slater Brothers novel, Wyd. Kobiece, Str. 568

"Słabi ludzie szukają zemsty, silni wybaczają, a inteligentni ignorują."

Niegasnące słowa uznania wobec kobiecej literatury L.A. Casey skłoniły mnie do zmierzenia się z powieściami autorki i spojrzenia krytycznym okiem na drugi tom serii o braciach Slater. Obawiałam się trochę rozpoczynania kolejnego cyklu w połowie, ale jak się okazało - niepotrzebnie.

Autorka postawiła na rozwiązanie znane nam nie od dziś: każdy kolejny tom to opowieść o innym bracie, dzięki czemu bez żadnych zastrzeżeń można czytać książki bez utrzymania kolejności chronologicznej. Jedynym ustępem są dopełnienia zarówno do pierwszego jak i powyższego tomu (tutaj: "Keela"), w którym krótkie historie oddają sedno wydarzeń z wybranego tomu. Przyznaję, że takie rozwiązanie jest miłym ukłonem w stronę fanów, bo jeśli lubimy daną serię wszelkie dodatki zawsze pozwalają na powrót do ulubionych bohaterów.

W tej części rolę głównego bohatera miał przejąć Alec, jednak to Keela Daley przyjęła na siebie wagę narratorki. Podejście słuszne, bo dobrze odnalazła się w tym miejscu i prowadziła mnie poprzez opowieść w sposób angażujący emocje. Dlaczego? Przede wszystkim za sprawą własnego charakteru, ponieważ Keela jest jedną z tych sympatycznie wykreowanych bohaterek, których losy chętnie się śledzi i kibicuje jej w drodze którą wybrała. Dziewczyna nie wahała się ujawniać głęboko skrywanych emocji i pragnień, otworzyła się na czytelnika i pozwoliła mu zrozumieć motywy jakie nią kierowały. Tym bardziej, że jej życie nie było łatwe, bo już od najmłodszych lat była niedoceniana nawet przez własną matkę. Wciąż musiała rywalizować z kuzynką o względy i uznanie, chociaż tak naprawdę nie zależało jej na niczym poza przekonaniem, że nie jest czarną owcą. Łatwo przez to zrozumieć los głównej bohaterki, ponieważ utożsamienie się z jej sytuacją przychodzi zaskakująco łatwo.

Po drugiej stronie barykady stanął wyżej wspomniany Alec. Kobieciarz z krwi i kości szuka rozrywki w miejscach, do których zaglądają najpiękniejsze dziewczyny. Szuka zabawy i spełnienia, ale wyłącznie dla siebie samego, bo nieszczególnie przejmuje się innymi. Przyznaję, że to problem w pełnym zaakceptowaniu jego postaci, bo na pierwszy rzut oka wydał mi się powierzchownych playboyem od którego należy trzymać się z daleka. Jak się okazało moje przekonanie jednak nie było słuszne, bo gra pozorów w jaką bawił się Alec zaczęła znikać w momencie pojawienia się w drzwiach chłopaka Keely. Pojawiła się nietypowa prośba, która miała podbudować ego chłopaka i pozwolić mu otrzymać to co pragnie. Nie spodziewał się jednak, że oboje trafili na trudnych przeciwników i walka emocji pomiędzy nimi zaogniła się także w emocjach odczuwanych przez czytelnika.

Autorka pisze lekko i przyjemnie. Nie dziwię się, że zjednała sobie tyle czytelniczek, bo jej powieści wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Co raz częściej sięgam po typową literaturę kobiecą a to za sprawą właśnie takich książek - zupełnie niezobowiązujących a jednak wartych przeczytania. Polubiłam głównych bohaterów i z dużym zaciekawieniem śledziłam rozwój wypadków jednak to umiejętność autorki do przekazywania żywych emocji ostatecznie przekonała mnie do serii. Polecam tym, którzy szukają historii o skomplikowanym uczuciu, w którym bohaterowie boją się nazwać miłość po imieniu.

"Pan Lodowego Ogrodu t. 2" Jarosław Grzędowicz

"Pan Lodowego Ogrodu t. 2" Jarosław Grzędowicz, Wyd. Fabryka Słów, Str. 505

"Oto nowa wiedza: do ognia należy dokładać, a nie rozpaczać, że zgaśnie."

Mistrzowie Polskiej Fantastyki to seria, która ma za zadanie przekonać takich niedowiarków jak ja, że polskie książki tego gatunku warte są przeczytania. Obecnie pojawił się drugi tom w serii, w którym Jarosław Grzędowicz kontynuuję swoją historię "Pan Lodowego Ogrodu". Pierwsza część miło mnie zaskoczyła, dlatego chętnie rozpoczęłam swoją przygodę z drugą częścią.

Fabuła podejmuje wątek w miejscu zakończenia wcześniejszych wydarzeń. To duży plus dla historii, bo dzieje się w niej dużo a autor niewiele wyjaśnia, więc jakikolwiek skok w fabule mógłby na nowo rozproszyć czytelnika. W dalszym ciągu zatem śledzimy wydarzenia Vukko Drakkainena na planecie Midgaard, miejscu w którym człowiek widziany jest z zupełnej perspektywy, gdzie trwa wojna bogów. To miejsce przyciąga i hipnotyzuje jednocześnie strasząc czytelnika - ukazuje świat pełen mroku i niebezpieczeństw a jego drobiazgowość i dopracowanie jedynie potęgują głębię i ujęcie wierzeń, przekonań i działań tamtejszych mieszkańców.

Autor pracując nad powieścią nie tylko przyłożył rękę do kreacji ciekawych, wielowymiarowych bohaterów czy bogatego świata przedstawionego, ale i postarał się o styl swojej historii dostosowany do rozgrywanych wydarzeń. Jarosław Grzędowicz pisze z pasją, co dostrzec można niemal od pierwszych stron powieści, ale najbardziej przypadła mi do gustu dosadność i bezpośredniość widoczna w opisach czy dialogach. Dzięki temu fabuła nie rozmyła się ani na moment, nie pojawiły się momenty nudy czy zbędnego przestoju w fabule - wszystko idealnie do siebie pasowało, tworząc kompletną całość.

Muszę Was jednak ostrzec, że czytanie bez zachowania odpowiedniej chronologii jest niemal niemożliwe. Jeśli chcecie rozeznać się w fabule i zrozumieć co dzieje się w poszczególnych motywach: nie ma szans by opuścić czytanie w kolejności. Myślę, że podzielenie serii "Pan Lodowego Ogrodu" został podzielony na części wyłącznie po to, by odciążyć umysł czytelnika i dać mu się zastanowić, bo dynamiczna akcja i wielowątkowość w połączeniu z fantastyką z krwi i kości przemawia na korzyść intensywnego odbioru powieści. I choć czyta się płynnie, z dużym zaangażowaniem i ciekawością kolejnych wydarzeń warto czasami odetchnąć.

Propozycja polskiej fantastyki obecnie do mnie przemawia a powieści Jarosława Grzędowicza zagościły na mojej półce pośród książek, które w mniejszym lub większym stopniu zdobyły moje uznanie. Drugi tom to nic innego jak czysta kontynuacja pierwszej części, satysfakcjonująca fanów i wyjaśniająca niedokończone wątki. Jestem ciekawa dalszych losów głównego bohatera i kierunku jakim podąży fabuła biorąc pod uwagę obecny finał. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejne wydanie. Czy i Wy dacie się namówić?

sobota, 17 lutego 2018

"Anti-stepbrother. Antybrat" Tijan Meyer

"Anti-stepbrother. Antybrat" Tijan Meyer, Tyt. oryg. Anti-stepbrother, Wyd. Kobiece, Str. 445

"O nie. Wiedziałam, że to się stanie."

Miłość to temat rzeka. W umiejętnych rękach potrafi budować fabuły na zasadzie emocji o których dawno zapomnieliśmy. Możemy otrzymać słodką powieść przepełnioną szczęściem, tragedię bez happy endu czy powieść pomiędzy, w której naprzemiennie śmiech przegania łzy. Są też takie historie, od których nie oczekując wiele na wszystko pozwalamy - chcemy by dostarczały nam wrażeń i wypełniały nasz czas dobrą historią. Tijan wyszła właśnie z taką inicjatywą do swoich czytelników - zaprezentowała powieść emocjonującą i wartą przeczytania.

Przyglądając się bliżej fabule można stwierdzić tylko jedno - całą uwagę skupia na sobie główna bohaterka, o której można powiedzieć zarówno wiele dobrych jak i złych rzeczy. To dziewczyna, która kompletnie nie wie czego chce, szuka miłości na siłę, zakochując się w chłopaku, który staje u progu jej drzwi. Może nie dosłownie, bo to ona wprowadza się do domu w którym ma zamieszkać razem z przybranym bratem Kevinem. Jednak niewiele trzeba by padł on obiektem jej westchnień i wzbudził w Summer chęć podążania za nim także na studia. Pomysł kompletnie niedorzeczny, bo zamiast realizować własne cele i ambicje wybiera niespełnioną, całkowicie jednostronną miłość. Jednak czy na pewno? 

Pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o emocje bohaterów wyszły autorce wzorowo. Chaos, który panuje w głowie Summer przenosi się na czytelnika, który sam już nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Bo chociaż dziewczyna jest lekkomyślna i ulega chwili pod wpływem emocji to ma całkiem przyjemny charakter i nie można jej całkowicie skreślić. Chętnie czyta się o jej dalszych pomysłach na zdobycie ukochanego i desperacji z jaką odgania rywalki. W dodatku połowę winy za problemy miłosne dziewczyny przejmują na siebie postacie męskie, które zdecydowanie za dużo mącą w powieści - w pozytywnym znaczeniu. Zamęt w głowie głównej bohaterki sprawia, że w powietrzu wyczuwalne są sprzeczne emocje: z jednej strony Kevin podburza uczucia Summer wcale się nie deklarując, z drugiej pojawia się Caden będący nowym obiektem westchnień dziewczyny. W dodatku obaj panowie wcale za sobą nie przepadają.

Tijan postawiła na powieść kobiecą w czystej formie, mimo młodego wieku bohaterów. Znana już relacja typu hate-love o wrogości i uprzedzeniach, spięciach i wzajemnych potyczkach nabrała znaczenia przez zaangażowanie we wszystko trójki bohaterów. Summer próbując poukładać sobie w głowie własne uczucia i emocje nie może odciąć się od Kevina i Cadena, którzy jak na złość akurat teraz podjęli rzucone przez nią wyzwanie i prześcigają się w pomysłach by zwróć na siebie uwagę dziewczyny. To punktuje w powieści, bo akcja jest przez to dynamiczna i płynna a i o miłosnych ekscesach głównej bohaterki lepiej się przez to czyta.

"Anti-stepbrother. Antybrat" to powieść idealna dla czytelników szukających niełatwego romansu. Angażuje i sprawia, że strony same się przekładają. Nie zrozumcie mnie również źle jeśli chodzi o postać głównej bohaterki - mimo, że nie mogę się z nią utożsamić naprawdę ją polubiłam i byłam ciekawa czy w końcu określi się po którejś ze stron. Bo właśnie o to chodziło, prawda?  By wzbudzić w czytelniku moc sprzecznych emocji i pozostawić go rozchwianego do samego końca. A to bez wątpienia autorce się udało.

"Anatomia skandalu" Sarah Vaughan

"Anatomia skandalu" Sarah Vaughan, Tyt. oryg. Anatomy of a Scandal, Wyd. Burda Książki, Str. 380

"Oto mój świat. Archaiczny, anachroniczny, uprzywilejowany, ekskluzywny."

Ludzka natura lubi skandale. Ciągnie nas do tego by poznawać sekrety innych, rozkładać je na czynniki pierwsze i zawsze uważać, że nas to nie dotyczy. Jednak co zrobić w momencie, kiedy skandal dotyka nas samych? Jak się bronić? "Anatomia skandalu" to powieść, która pokazuje jak to jest stanąć pod ostrzałem społeczeństwa.

Kochanka Jamesa Whitehouse, cenionego polityka, oskarża go o romans. Kate Woodcroft adwokat, która nie cofnie się przed niczym jest twarda i nieugięta, dlatego podejmuje się obrony kobiety, która uważa że została dotkliwie skrzywdzona. Jednak jej poczucie pewności siebie zostaje zburzone jak domek z kart za sprawą przegranej rozprawy. Wiedziała, że ma dowody a jednak nie wybroniła swojego klienta. Nowa, skandaliczna sprawa ma pozwolić jej na nowo odnaleźć siebie.

Temat fabuły dotyczy wydarzeń na czasie. Przykładny mąż i ojciec jest również wpływowym ministrem. Zbudował wokół siebie otoczkę dumy i potęgi, w której żyła także jego żona - Sophie, mająca pewność, że mąż nigdy nie zrobił by niczego, co przekreśliłoby ich małżeństwo. Łatwo można dać wiarę w obraz jaki autorka maluje przed czytelnikiem. Przykładna rodzina trafia w sam środek piekła zupełnie bez powodu i nagle należy spojrzeć na niektóre sprawy z zupełnie nowej perspektywy, bez uprzedzeń. A nie jest to łatwe, ponieważ Sophie mimo wielkiej wiary pokładanej w niewinność męża wraz z kolejnymi dowodami zaczyna się łamać i rozmyślać o wszystkich detalach, które pomijała. Rozpoczyna się w ten sposób analiza psychologiczna postaci w której czytelnik może dowolnie przebierać, bo autorka udostępniła wszystkich bohaterów - każdy bowiem wydaje się mieć dwie twarze do odkrycia.

W "Anatomii skandalu" zderzają się dwa kobiece światy. Sarah Vaughan postawiła pomiędzy nimi jedną granicę w postaci mężczyzny. Jednak nie on stanowi centralny punkt. To zdecydowanie kobiecy świat pełen sprzecznych emocji, w których silne bohaterki zderzają się w konfrontacji o własne racje. I obie są przekonane, że postępują słusznie. Nie mam tutaj absolutnie na myśli kochanki, a żonę i adwokat, które reprezentują sobą zupełnie inne punkty widzenia. Jest to najlepszy motyw powieści, ponieważ trudno jest opowiedzieć się po jednej ze strona znając i rozumiejąc argumenty obu. Jednak nie jest to jedyny temat fabuły, bowiem autorka wplotła w treść zupełnie nieznaczącą na pierwszy rzut oka relację Holly - wydaje się ona wtrąceniem, które nic nie wnosi aż do finału, który sprawia, że zupełnie nie wiadomo co powiedzieć z zaskoczenia.

"Anatomia skandalu" to książka, do której można mieć zarzuty pod względem tempa akcji. Właściwie miejscami ma się wrażenie, że fabuła w żadnym stopniu nie podąża naprzód. Jednak nie o to tutaj chodzi - liczy się kreacja bohaterów, która moim zdaniem wypadła bardzo dobrze. Dwa światy konfrontują się ze sobą w celu weryfikacji wartości rodzinnych i postrzegania prawdy, by w finale zaskoczyć czytelnika i zmusić go do przemyślenia wszystkiego co wcześniej przeczytał. Powieść polecam czytelnikom, którzy szukają książek intrygujących ze względu na ludzi, a mniej poprzez fakt rozgrywanych wydarzeń.